wtorek, 19 grudnia 2017

"Lilka i spółka" oraz "Lilka i wielka afera" - Magdalena Witkiewicz

Magdalena Witkiewicz znana i kochana przez dorosłe czytelniczki napisała już jakiś czas temu książki dla dzieci. Książki przyjęte dobrze, a nawet bardzo dobrze. Kiedy nakład został wyczerpany, a kolejne czytelniczki zaczęły szukać Lilek gdzie tylko się da, autorka postanowiła wznowić serię. 
Drugiego wydania podjęło się wydawnictwo Od Deski Do Deski. I tym sposobem po 4 latach od daty premiery, kolejny raz na półkach księgarń w całym kraju możemy spotkać Lilkę i jej zwariowaną rodzinkę. 
Byłam bardzo ciekawa dziecięcego oblicza Magdaleny Witkiewicz. Przeczytałam w ekspresowym tempie i przyznam szczerze, bardzo mi się podobało. Nie tylko mnie! Mój trzy i pół letni syn też słuchał z zaciekawieniem. Zabawne przygody bohaterów wciągnęły nas na kilkanaście wieczorów. (Jednak 3 latek nie wytrzyma kilku godzin nieustannego czytania;)) 

Już od pierwszej strony polubiliśmy się z bohaterką. Zwłaszcza, że mieszka w Gdańsku na Przymorzu, niedaleko falowca. Jesienią byliśmy tam na wakacjach i jesteśmy zakochani w tej okolicy. (P.S. Raduś od razu się zorientował, że zna to miejsce - Brawo mama nauczycielka :D). 
Nie sposób zapomnieć o kotach, ileż śmiechu było przy samym poznaniu ich imion. 
Nas Lilki urzekły, jednak nie byłabym sobą gdybym nie sprawdziła, czy inni też będą zachwyceni. Książki powędrowały zatem do czytelniczej 10- letniej znawczyni literatury dziecięcej, czytającej w każdej wolnej chwili. 
Po czterech dniach dostałam zestaw ze słowami: Dzięki. Super!
Zatem nie mogę powiedzieć nic innego tylko POLECAM! I dla tych lubiących czytać i dla tych opornych, żeby się przekonali, że książki mogą być przyjemne i zabawne. Na prezent pod choinę Lilka będzie w sam raz.



czwartek, 7 grudnia 2017

"Apteka marzeń" - Natasza Socha


Z książkami Nataszy Sochy jest u mnie tak, że czytam zaraz po premierze i choćbym w tym czasie czytała najlepszą historię innego autora, porzucam ją dla Nataszy. Czekam na każdą nową powieść jak pustynia na deszcz, zatem uznałam, że moja opinia może być nieobiektywna. Z tego też powodu postanowiłam odczekać dłużej niż pierwszy zachwyt. Podsunąć książkę pod nos innym domownikom i wybadać reakcje. Czekanie to sprawiło, że w tak zwanym międzyczasie autorka wydała kolejną książkę, którą notabene już też przeczytałam. Moje przeciąganie czasu pisania recenzji „Apteki marzeń” niewiele dało. Nadal jestem pod ogromnym wrażeniem.  
Temat nowotworów u dzieci wzbudza zawsze ogromne emocje i wiele dyskusji. Nieodłącznym pytaniem, które pojawia się zawsze jest DLACZEGO? Dlaczego akurat to dziecko? Dlaczego w ogóle dziecko? Dlaczego musi tak cierpieć? Dlaczego nie ma lekarstwa, a może jest, ale nie działa tak jak powinno? Pytania się mnożą, a odpowiedzi wręcz przeciwnie.

Szczerze mówiąc, kiedy przeczytałam zapowiedź książki trochę się obawiałam. Pisarka wybrała temat trudny i niesprzedający się, bo kto chce czytać o chorych dzieciach? Mój niepokój był związany z tym, że autorka odejdzie od swojego stylu i tym samym nie będzie już nie do podrobienia. Teraz wiem, że moje obawy były bezpodstawne. Natasza Socha była, jest i będzie nie do podrobienia. „Apteką marzeń” pokazała, że o nowotworach dziecięcych można pisać bez rozrzewnienia i przesadnej czułostkowości. Potrafiła z typowym dla siebie poczuciem humoru i inteligencją pokazać, że życie dzieci dotkniętych chorobą to nie tylko szpital i leczenie. Umiejętnie przemyciła radość codzienności, małe sukcesy oraz wielkie wygrane. Przedstawiła rodziców, którzy toczą walkę ze swoimi słabościami grając w najtrudniejszej sztuce swojego życia. Pozorują każdy dzień tak, aby dzieci nie widziały ich strachu i łez. A najważniejszym jest to, że stworzyła Karolinę, która była nadzieją samą w sobie. Dorosłą nastolatkę, która swoją siłą, determinacją, wiarą i mądrością mogłaby obdarować kilku dorosłych.
Książka inspirowana autentyczną historią Oli, promująca Drużynę Szpiku, która walczy o to, aby jak najwięcej osób zarejestrowało się jako dawca, jest wołaniem o empatię. Jest zachętą do zobaczenia „onkoludów” wokół nas i udzielenia pomocy. Rejestracja w bazie dawców, to tylko 5 prostych kroków, a czyjeś życie może wrócić na zwykłe tory. Jeśli jeszcze nie jesteście w bazie zajrzyjcie tu: http://darszpiku.pl/ds_wordpres/zostan-dawca/.


„Apteka marzeń” to powieść inna niż dotychczasowe książki autorki, a jednocześnie mająca tak jak poprzednie ogromny ładunek inteligencji i inspiracji. Natasza Socha ma niebywałą umiejętność pisania. Każda jej książka jest moją ulubioną, aż do kolejnej, która też staje się ulubioną. Nie wiem jak ona to robi, ale dla mnie zawsze będzie NIE DO PODROBIENIA!

wtorek, 21 listopada 2017

"Dar morza" i "Dobroć nieznajomych" - spotkania dyskusyjnego klubu książki


Tego jeszcze nie było, żebym była 3 relacje do tyłu. Generalnie mam mnóstwo blogowych zaległości. Składa się na to wiele czynników i póki co nic nie mogę na to poradzić, poza tym, że postaram się teraz troszkę nadrobić. Zatem dziś telegraficzny skrót i relacja dwa w jednym, prawie jak szampon z odżywką. :)

Od mojego ostatniego sprawozdania minęło sporo czasu i odbyły się już 3 spotkania Dyskusyjnego Klubu Książki Kobiet z Podbeskidzia. Wbrew temu co mówi się w internecie, to że nas nie ma wirtualnie, wcale nie oznacza, że nic się nie dzieje i nie istniejemy. Wręcz przeciwnie, mamy się dobrze i dzieje się dużo. Czytamy, dyskutujemy, spotykamy się, robimy sesje i tak co miesiąc. 









We wrześniu tematyka oscylowała wokół realności wydarzeń w czytanych przez nas powieściach. Byłyśmy zgodne co do tego, że tym razem autorka trochę za bardzo popłynęła w swojej opowieści. Dyskusja zeszła na takie tory dzięki książce Diane Chamberlain "Dar morza", która nie tylko mnie wydała się zbyt serialowa i przerysowana. Wrześniowe spotkanie odbyło się w scenerii Ogrodów Pudełko w Pisarzowicach. Plaża i statek idealnie wpasowały się w tematykę książki, natomiast wnętrza stylowej kawiarni były wymarzonym tłem do przeczytania fragmentu powieści. Frekwencja wrześniowego spotkania nie była zbyt wysoka, jednak pożegnanie lata w wykonaniu naszego klubu  uważam za bardzo udane. 


Kolejna pora roku rozbłysnęła feerią barw na październikowym spotkaniu. Ambitne plany sesji w plenerze pokrzyżowała nam rozkapryszona pogoda - silny wiatr i przelotne opady deszczu. Dla nas jednak nie ma rzeczy niemożliwych. Restauracja "Kogut i kurka" w Goczałkowicach Zdroju nabrała jesiennych kolorów dzięki przyniesionym liściom. 

Liść był najważniejszym elementem sesji inspirowanej książką "Dobroć nieznajomych". To była do tej pory najtrudniejsza dla nas lektura. Wiele z nas w ogóle przez nią nie przebrnęło. Przyznam szczerze, że ja też nie byłam w stanie jej czytać i odpuściłam. Takie powieści pokazują, że nie każda książka nadaje się na spotkanie przy kawie. Są tematy których nie można po prostu przegadać i odhaczyć. Dzięki tej powieści wiemy, że na nasze spotkania  musimy zawsze dobrze przemyśleć dobór lektury. 




wtorek, 24 października 2017

"Nie czas na pożegnanie" - Agnieszka Walczak-Chojecka


Dwa poprzednie tomy Sagi Bałkańskiej połknęłam jeden po drugim, zatem na trzeci tom musiałam trochę poczekać. Nie ukrywam, że z niemałą ciekawością śledziłam wszystkie wzmianki autorki o najnowszym tomie, a kiedy okazało się, że został do mnie wysłany to niemal skakałam z radości. Niestety wyjazd z dziećmi i przebywanie poza miejscem zamieszkania sprawiły, że przeczytałam "Nie czas na pożegnanie" dużo po premierze. Z recenzji przewijających się w sieci wiedziałam, że czeka mnie niesamowita lektura. Przede mną książkę porwała mi mama i babcia i obie skwitowały: Wspaniała! Mój apetyt na zatopienie się w historii Jasminy i Dragana został zatem zaostrzony do maksimum. 
Już po pierwszych akapitach wiedziałam, że czaka mnie podróż pełna emocji i wzruszeń. Autorka potrafi budować napięcie i tworzyć zaskakujące zwroty akcji. Sprawia, że chce się czytać coraz szybciej, aby czym prędzej dotrzeć do rozwiązania zagmatwanych losów bohaterów.  Ostatni tom jest karuzelą uczuć, emocji i wydarzeń. Życiowa sinusoida zdarzeń, raz radość, po chwili smutek, czy nawet rozpacz. Huśtawka emocji jaką zafundowała czytelnikowi pisarka jest godna podziwu. Nieczęsto zdarza się, że powieść obyczajowa, z fantastycznie wprowadzonym wątkiem historycznym trzyma tak mocno w napięciu. Jestem po ogromnym wrażeniem umiejętności posługiwania się słowem przez Agnieszkę Walczak-Chojecką. 


Stworzyła bohaterów z krwi i kości, tak bliskich, że niemal namacalnych. Ich emocje były moimi emocjami, ich tragedie były moimi tragediami. Ich radość i niezłomna nadzieja sprawiły, że we mnie też kiełkowała ufność w lepsze jutro. 
Kiedyś przeczytałam słowa włoskiego reportażysty "Wojna nigdy nie kończy się dla tych co walczyli". Książka "Nie czas na pożegnanie" jest ukłonem w stronę wszystkich osób zaangażowanych w konflikt na Bałkanach. 
Autorka obiektywnie pokazuje zaangażowane strony, stara się nie oceniać, podaje fakty nie budując barykady. Pokazuje, że ucierpieli wszyscy, niezależnie od narodowości, stopnia zaangażowania w konflikt, wieku czy wyznania. Wojna dotyka każdego i na każdym pozostawia swój ślad. Saga Bałkańska jest pięknym ukłonem w stronę naszych południowych sąsiadów i ich trudnej historii, ukłonem w stronę wszystkich tych, którzy ucierpieli, ale także ukłonem dla siły miłości, która potrafi pokonać niemożliwe. 
Polecam z całego serca, wszystkim, bo wierzę, że się nie zawiedziecie. 
Za możliwość przeczytania Sagi Bałkańskiej dziękuję autorce  i wydawnictwu Filia.

niedziela, 8 października 2017

"Nie proszę o miłość" - Danuta Awolusi - booktour

Powieść "Nie proszę o miłość" trafiła do mnie nieproszona. Zazwyczaj kiedy coś bardzo chcę przeczytać okazuje się, że książka do mnie trafia w jakiś "magiczny" sposób (mąż, zaprzyjaźniona autorka, wydawnictwo, koleżanka z literackiego świata, bądź mega promocja na Woblinku, lub w Arosie - czyż to nie magia? :D). Z tą pozycją było całkiem inaczej, bo kompletnie mnie nie interesowała. Jednak pewnego dnia zapukał listonosz i w kopercie zobaczyłam niedawną premierę wydawnictwa Pascal. Pomyślałam: No dobra, przeczytam. I przeczytałam, choć po pierwszych stronach chciałam rzucić w ciemny kąt. 

Autorka używa specyficznego języka i oswojenie się z nim zajęło mi trochę czasu. Od początkowych akapitów odczuwałam niepokój i niechęć do bohaterek. Niechęć stopniowo malała, jednak niepokój i niecierpliwość się wzmagały. Nie mogłam się doczekać końca. Mniej więcej w połowie książki poczułam się wciągnięta w historię Hani i Ewy i przyznam szczerze, że czytałam do późna w nocy, żeby poznać zakończenie, które nie wbiło mnie w fotel, jednak było całkiem niezłe. Autorka nie poszła na łatwiznę, skłoniła bohaterki i czytelnika do refleksji, za co wielkie brawa. 
Minęły już prawie dwa miesiące od zakończonej lektury, a ja nadal nie potrafię jednoznacznie stwierdzić czy ta książka bardziej mi się podobała, czy jednak jestem na nie. Mogę jedynie powiedzieć, że zawiera w sobie jakiś nieokreślony rodzaj niepokoju i niecierpliwości. 


Długo zastanawiałam się co z tym zrobić i wpadałam na pomysł, że jest to powieść o której muszę zebrać więcej opinii, zatem urządzam booktour. Zabawa polega na tym, że 6 osób przeczyta mój egzemplarz i zostawi w nim kilka słów dla autorki (potem jej go wyślemy :) ), każda osoba będzie miała na to 2 tygodnie. Drugim warunkiem jest umieszczenie krótkiej notki na temat książki na blogu, lubimyczytać.pl, czy nawet na swoim profilu Facebookowym. Udostępniając notkę na Facebooku oznaczamy autorkę Danuta Awolusi Pisze, wydawnictwo PASCAL oraz moją stronę Zapiski-fiszki jako organizatora booktouru. I najważniejsze zgłaszamy chęć przeczytania książki pod postem na Facebooku. Zaznaczam, że NIE TRZEBA mieć bloga, wystarczy notka na fejsie:) w środę 11 października wybiorę 6 osób i skontaktuję się z nimi w sprawie organizacji akcji. 
Zapraszam serdecznie. 

poniedziałek, 25 września 2017

"Wszystkie pory uczuć. Jesień" - Magdalena Majcher - recenzja przedpremierowa

Magdalena Majcher toruje sobie coraz szerszą drogę w świecie literatury kobiecej. Wraz z nadejściem nowej pory roku na półki księgarń wskakuje też jej najnowsze dziecko - powieść "Wszystkie pory uczuć. Jesień". Nie jest to bynajmniej saga, z czego bardzo się cieszę. Co prawda rynek kobiecy kocha sagi, jednak ja jestem już nimi lekko zmęczona. Wydawnictwo Pascal wraz z autorką postanowiło zaproponować czytelniczkom coś innego. Nie sagę, a cykl. Cykl wpisany w zmienność pór roku. Temat jest na tyle świeży, że byłam go bardzo ciekawa i nie ukrywam, że z ogromną niecierpliwością wyczekiwałam powieści. 
Historia Hani, która całe swoje małżeństwo żyje w trójkącie była wciągającą lekturą. Kobieta nieustanie porównywana z zmarłą pierwszą żoną zmaga się z bagażem pełnym kompleksów. Dodatkowo jej pochodzenie dokłada kamieni do ciężkiego już plecaka. 
Trudno było momentami zrozumieć Hanię i jej pokorę wobec jawnej dyskryminacji. Przychodziły jednak chwile, gdy miało się wrażenie, że ona sama prosi się o takie traktowanie. Przyznam szczerze, byłam zła na bohaterkę, i to nie raz. Byłam wściekła na jej męża i na otoczenie, które widziało, a nie reagowało. Jednak z drugiej strony wiem, że mnóstwo takich sytuacji zdarza się codziennie. Ktoś coś wie, ale nic nie mówi, bo przecież nie będzie się wtrącał. Takie to prawdziwie straszne i normalne zarazem. 
Powieść Magdaleny Majcher to nie tylko wątek małżeństwa, w którym trupy zaglądają z szafy. Jest to także historia zmagania z własnym pochodzeniem. Wnikliwa analiza psychiki dorosłego, który wychowywał się w domu dziecka. Brak wiary w siebie, niska samoocena, pakowanie się w raniące relacje, ciągłe poszukiwanie odpowiedzi na pytanie dlaczego, czy nieumiejętność zawalczenia o swoje to tylko część z problemów, z którymi borykają się takie osoby. Autorka umiejętnie wciągnęła w karty powieści szeroki wachlarz trudności dzieci z bidula. 
"Wszystkie pory uczuć. Jesień" to lektura na długi wieczór. Nie jest kolorowa, złota i radosna. Czuć w niej zapach suszonych liści i herbaty z imbirem, jednak pierwsze skrzypce gra słota. Krople deszczu uderzające o parapet okna idealnie wpasują się w melancholijny charakter powieści. Błyszczące kasztany, niosące ze sobą dobrą energię połóżcie w koszyku obok fotela, przygotujcie koc i czytajcie, bo warto. 
Pierwsza część cyklu to obiecujący początek interesującej wędrówki z autorką przez pory roku i uczucia. Czekam na kolejne pory roku i następne powieści. 

Za przedpremierową lekturę książki dziękuję autorce i wydawnictwu Pascal. 

środa, 6 września 2017

Przeczytane w sierpniu

Początek września, szkoła, przedszkole i całe to szaleństwo nie ominęło także mnie. Z racji zawodu ten czas jest zawsze dla mnie niespokojny i zabiegany. Mimo to udało mi się stworzyć fotograficzne podsumowanie poprzedniego miesiąca. Było różnorodnie gatunkowo, co wskazuje na zmęczenie obyczajem...czasem tak bywa i to też jest w porządku, prawda?
Pierwszą książką sierpnia była genialna powieść klubu Kobiety To Czytają "Dawka życia". 
Moja recenzja tu:

http://zapiskifiszki.blogspot.com/2017/08/dawka-zycia-lizzie-enfield-recenzja.html zatem nic więcej nie będę dodawać. Po prostu musicie ją przeczytać. 

Kolejną pozycją gorącego sierpnia były "Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavener" Lesly Walton. To było moje drugie podejście do tej książki i gdyby nie to, że byłam na zabezpieczeniu (na którym całe szczęście nic się nie działo) to pewnie bym jej nie przeczytała. Dziwna proza, wymagająca maksymalnego skupienia. Mnóstwo bohaterów, niektórzy nie wiem po co się tam pojawili. Trudna do sklasyfikowania, bo ani to baśń, ani fantastyka, ani obyczaj, cała saga rodzinna w jednej powieści z elementami magii i wtrętami religijnymi. Z opinii o tej książce spodziewałam się czegoś wyjątkowego, w pozytywnym tego sława znaczeniu, niestety jestem bardzo rozczarowana. Pomysł może i dobry, ale gulasz z wszystkiego co autorce przyszło do głowy dla mnie był ciężkostrawny. 

Odpoczęłam za to przy "Antykwariacie spełnionych marzeń" Doroty Gąsiorowskiej. Świetnie się czyta, autorka ma dar uspokajania słowem. Nie nudzi, ale czaruje. Trosze za bardzo naciągana miłość, troszkę zbyt bajecznie się wszystko poukładało. Czasem miałam na twarzy wyraz lekkiego niedowierzania z pytaniem: Serio? Jednak w efekcie była to całkiem przyjemna lektura, na ponuro, szare dni, dla tych co wierzą w księcia na białym koniu i miłość, która w końcu zapuka do drzwi i będzie tak cudownie...:) 
W drugiej połowie sierpnia zostałam zaskoczona przesyłką od wydawnictwa Pascal. Dostałam "Nie proszę o miłość" Danuty Awolusi. Nie miałam w planach tej książki, bo jeśli główna tematyka książki oscyluje wokół singielek poszukujących męża to mnie odstrasza. Z tą pozycją też torochę tak było, ale... No nie mogę napisać, bo recenzja się tworzy. Zatem zaglądajcie, bo powiem wam więcej już niedługo. 



Miesiąc zakończyłam z pozycją wydawnictwa Prószyński "Walczyć o wolność, żyć niezależnie. Wspomnienia o Władysławie Bartoszewskim" Bettiny Schaefer. Wielki człowiek, który za cel obrał sobie głoszenie świadectwa i pojednanie Polski i Niemiec. Wyjątkowa osobowość, autorytet. Połknęłam tą książkę z zachwytem. Takiej literatury mi brakowało. Zbyt dużo czytałam obyczajów i poczułam przesyt. Ta pozycja idealnie go zneutralizowała, na chwilę, ale jednak.



P.S. Czuję niepokój września związany z ilością premier wydawniczych. Jestem przerażona, bo wiem, że nie zdążę tego wszystkiego przeczytać. Czuję przesyt wszystkiego co mnie otacza. Ostatnio widziałam książkę "Rzeczozmęczenie" - to o mnie. Kupiłabym, ale dołożę kolejną rzecz, zatem chyba odpuszczę. Co robicie w przypadku przesytu?

środa, 23 sierpnia 2017

"Dawka życia" Lizzie Enfield - recenzja przedpremierowa

"Szczepić, czy nie szczepić?" - oto jest pytanie, można powiedzieć parafrazując Hamleta. Młode matki toną w milionie takich pytań, zaś te dotyczące szczepień wzbudzają u nich niemal palpitacje serca. Przyznam szczerze, że byłam jedną z nich. Jedną z tych matek, które zadają pytania, szukają, drążą i nigdy nie są pewne czy podjęły dobrą decyzję. Natłok myśli, chaos informacji i same "dobre rady". Można się pogubić i stracić wiarę w matczyną intuicję. 

Kiedy zobaczyłam zapowiedź książki "Dawka życia" w moim ulubionym klubie Kobiety To Czytają wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Byłam ciekawa jak autorka poradziła sobie z kontrowersyjnym tematem szczepień i czy faktycznie potrafiła przedstawić obie strony medalu.  
Powieść czytało się doskonale, historia płynęła wartko szybkim rytmem i wciągnęła mnie od pierwszych stron. Lizzie Enfield wspaniale przygotowała się do poruszanego tematu. Potrafiła oddać atmosferę napięcia emocjonalnego bohaterów i targające nimi uczucia. Sugestywnie przestawiła punkty widzenia poszczególnych postaci i sprawiła, że co kilka stron byłam w sojuszu z inną postacią powieści. 
Uwielbiam książki, które wciągają mnie w swój świat i sprawiają, że czuję się uczestnikiem wydarzeń. Największą wartość stanowią dla mnie lektury, które zmieniają moje postrzeganie świata lub otwierają mi oczy. Najnowsza powieść klubu Kobiety To Czytają niewątpliwie do takich należy. 
Autorka nie daje definitywnej odpowiedzi, nie sugeruje jedynej dobrej drogi, ale zachęca do spojrzenia szerzej i dalej. Skłania do zastanowienia się nie tylko nad tu i teraz, ale też nad tym co będzie tam i potem. 
Efekt motyla (ang. butterfly effect) – anegdotyczne przedstawienie chaosu deterministycznego. W tytułowej anegdocie trzepot skrzydeł motyla, np. w Ohio, może po trzech dniach spowodować w Teksasie burzę piaskową (za wikipedia.org). Lizzie Enfield pokazuje, że każda nasza decyzja ma swoje bliskie i dalekie konsekwencje. Nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć ich wszystkich. Nigdy też nie dowiemy się czy mogłoby być inaczej, przecież podjętego działania nie sposób cofnąć. Nad efektem motyla zazwyczaj nie zastanawiamy się zbyt długo, jawi się on jako coś niewyobrażalnego, odległego i niedotyczącego nas. Okazuje się jednak, że to właśnie te małe-wielkie decyzje, które podejmujemy każdego dnia mogą wpłynąć na czyjeś być lub nie być. Jest to dla mnie jednocześnie fascynujące jak i przerażające. 
"Dawka życia" jest książką, którą WARTO przeczytać. Gorąco zachęcam do lektury i refleksji nad naszym wpływem na życie innych ludzi. 

Dziękuję wydawnictwu Prószyński za możliwość zapoznania z lekturą. 

poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Taka przesyłka - "Dawka życia" Lizzie Enfield


Jak wiecie nie współpracuję z wydawnictwami, zatem przesyłki z książkami do recenzji zawsze wzbudzają mój zachwyt i entuzjazm, bo dostaję je raczej rzadko. 
Tym razem kiedy rozpakowałam paczkę nie mogłam wyjść z podziwu. Jestem pod ogromnym wrażeniem umiejętności osób, które pakują książki w Poczcie Książkowej. Ochom i achom nie było końca. Musiałam to obfotografować, żeby Wam pokazać. 



Wydawnictwo Prószyński postawiło na intrygującą i elegancką akcję promocyjną. Jeśli chodzi o strzykawkę to dałam się nabrać. "Dawka życia" Lizzie Enfield to powieść poruszająca kontrowersyjny temat szczepień, nie ukrywam, że byłam jej bardzo ciekawa, bo sama miałam dylemat w tym zakresie. Klub Kobiety To Czytają 24 sierpnia wzbogaci się o kolejną wartościową książkę.  Ja już wiem, że to jedna z najlepszych powieści klubowych! Koniecznie wypatrujcie jej w księgarniach, a najlepiej już teraz zróbcie zamówienie. 

Pozwolę sobie przytoczyć jedną z opinii o tej pozycji, ponieważ to ona przekonała mnie, że temat jest nie tylko ważny, ale też wart szczególnej uwagi. Jak czytamy na stronie wydawnictwa "Lizzie Enfield w poruszający sposób oddaje sytuację emocjonalnego chaosu. Sugestywnie portretuje rodzicielskie dylematy, zawiłości moralne i potencjalnie tragiczne konsekwencje sporów wokół szczepień. Przykuwająca uwagę i pobudzająca do myślenia książka. "
James LeFanu 
Przekonani? Ja tak.
"Są takie książki o których aż chce się rozmawiać" - motto klubu idealnie pasuje do tej powieści. Jestem jej bardzo ciekawa i staram się wygospodarować jak najwięcej czasu na czytanie. 


Wydawnictwu Prószyński dziękuję za egzemplarz.
Przesyłka jest fantastyczna!

wtorek, 1 sierpnia 2017

Krótka historia pewnego klubu...

Dzisiaj, dokładnie na półmetku wakacji przypada wyjątkowe święto - 4 urodziny klubu Kobiety To Czytają. Post ten powstał, bo dla mnie klub jest miejscem szczególnym. To nie tylko adres strony internetowej, nie tylko posty na Facebooku. Dla mnie klub to przede wszystkim ludzie i wydarzenia. Miejsce to na stałe wpisało się w moje życie, a nawet w historię mojej rodziny, bo w mniejszym lub większym stopniu zaangażowany jest tam każdy z nas. 
Moja przygoda pod skrzydłami KTCz rozpoczęła się dawno temu, kiedy klub jeszcze raczkował. Będąc na zwolnieniu w czasie pierwszej ciąży przeglądałam strony z książkami i przez zupełny przypadek trafiłam na klub Kobiety To Czytają. Od razu urzekła mnie atmosfera tego miejsca, oraz kobiety, które czytały, dyskutowały, ale też dzieliły się po prostu swoimi codziennymi sprawami. W ciągu kilku dni wsiąknęłam na dobre. To tu zawiązało się kilka trwających do dziś internetowych znajomości. To tu miałam szansę wystąpić w filmie z Magdaleną Kumorek, kto nie widział klik: https://www.youtube.com/watch?v=4FVsGi1Zzzg. Wreszcie to dzięki klubowi poznałam genialną autorkę Małgorzatę Wardę! 


Z klubem rodzinnie zwiedzaliśmy Pragę. Logo KTCz jeździ z nami praktycznie w każdą podróż. Klub towarzyszył nam kiedy rodził się nasz starszy syn i potem kiedy na świat przychodził kolejny. 
Obecnie na stałe wpisał się w mój kalendarz za sprawą spotkań Dyskusyjnego Klubu Książki Kobiet z Podbeskidzia. Z dziewczynami spotykamy się co miesiąc, wybieramy książki, rozmawiamy, wygłupiamy, robimy szałowe zdjęcia i dzielimy pozytywną energią.



Klub Kobiety To Czytają to ludzie, a nie tylko miejsce w sieci, zatem dla wszystkich sympatyków, dla całego zespołu wydawnictwa Prószyński, a szczególnie działu promocji i dla nas klubowiczek: Wszystkiego zaczytanego, wielu świetnych historii, samych bestsellerów, stale powiększającego się grona fanów i wielu kolejnych lat działalności. Życzymy My Kobiety z Dyskusyjnego Klubu Książki Kobiet z Podbeskidzia. :)

niedziela, 30 lipca 2017

Przeczytane w czerwcu i lipcu


Czerwcowe fotograficzne podsumowanie miesiąca nie pojawiło się na blogu ze względu na nasz rodzinny wyjazd wakacyjny. Zatem w tym miesiącu podsumowuję czerwiec oraz lipiec. Wynik jest standardowy jak na mnie w ostatnim czasie. 3 pozycje w miesiącu to najwidoczniej  moje maksymalne możliwości. Nie jest źle, choć do pełni szczęścia brakuje mi czasem godzinki spokojnej lektury. Książki czytane w trybie po kilkanaście minut co jakiś czas odbieram zupełnie inaczej niż te na które uda mi się wygospodarować więcej czasu w ciągu. W każdym razie wynik dwóch ostatnich miesięcy to 6 pozycji. 
Pierwsza to "Dar morza" Diane Chamberlain, do której nawet powstała recenzja, o tu: http://zapiskifiszki.blogspot.com/2017/07/dar-morza-diane-chamberlain.html. Ciekawie, ale zbyt telenowelowo. Nie będzie to moja ulubiona pozycja tej autorki. 
Po książce klubowej pokusiłam się o przeczytanie powieści dla młodzieży Matthew Quicka "Wszystko to co wyjątkowe". Poprzednie ksiązki autora bardzo mi się podobały, zatem tu też oczekiwałam świetnej historii. Opowieść nie wbiła mnie w fotel, nie wywołała morza łez, jednak była bardzo wciągająca i wywołała sporo refleksji. Generalnie jestem na tak. 
Trzecią książką czerwca, zabraną na wyjazd była "Cząstka ciebie i mnie" Vanessy Greene. Tu również znałam poprzednie książki autorki i wiedziałam czego mogę się spodziewać. Nie oczekiwałam natomiast, że będzie ona dotyczyła choroby i zmagania z otrzymaniem diagnozy stwardnienia rozsianego. Od pierwszych stron emocjonalnie zaangażowałam się w historię i choć trochę brakowało mi rozbudowania fabuły, to w efekcie uważam, że była to świetna lektura. 





Lipiec rozpoczęłam kontynuując rodzinny wyjazd, zatem postanowiłam sięgnąć po coś z czytnika. Padło na "Słodycz wybaczenia". Poprzednia książka autorki była urzekająca, zaś ta wydała mi się wydumana, sztuczna i totalnie oderwana od rzeczywistości. Przeczytałam, bo to było moje drugie podejście do tej pozycji. Miałam wcześniej za sobą 20% lektury, jednak uważam, że szkoda tracić na nią czas.
Kolejne dwie powieści to pozycje Sally Hepworth wydane przez Filię. Czytałam najpierw nowość, czyli "Słodkie sekrety", a potem zeszłoroczne "To, co nam zostaje". Obie książki bardzo mi się podobały, ale jak to u Filii bywa roiło się od literówek, błędów stylistycznych i innych, które niesamowicie mnie denerwują. Uwielbiam Filię za okładki i polskie autorki, które wydają, ale do ideału jeszcze im daleko, jeśli chodzi o korektę i redakcję. Natomiast promocję mają świetną <3. "To, co nam zostaje" ma najpiękniejszą okładkę jaką widziałam w ostatnim czasie - wiem, dziwna jestem ;), a historia jest bardzo wzruszająca. Generalnie lubię książki z motywem chorób i aspektem medycznym, zatem ta trafiła na listę moich ulubionych. Gdyby nie błędy byłaby naprawdę wysoko. I faktycznie, tak jak napisano na okładce, akurat ta powieść może być porównywana do prozy Lisy Genovy. "Słodkie sekrety" również mnie urzekły, choć nie tak bardzo jak wymieniona wcześniej pozycja. 
Teraz stoję przed wyborem w jaką kolejną literacką podróż się wybrać? Półki się uginają, a ja sprawdzam promocje na Woblinku...trudno się zdecydować. :)

piątek, 21 lipca 2017

"Julia i jej córki" - spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki Kobiet z Podbeskidzia


"To był maj..." nucę w duchu pisząc tą relację. Nie do wiary jak ten czas szybko mija. Jeszcze niedawno nie mogłam doczekać się kwitnących kwiatów i pierwszych truskawek, a tu już pełnia lata i wakacje na półmetku. Dziś wracam myślami do maja, kiedy spotkałyśmy się w nieco okrojonym składzie, żeby podzielić się wrażeniami po lekturze powieści "Julia i jej córki" Collen Faulkner. Historia ta została wydana przez wydawnictwo Prószyński pod skrzydłami niezawodnego klubu Kobiety To Czytają. 




Opowieść o stracie dziecka, o wzajemnych pretensjach, wielu niewypowiedzianych słowach i rosnącym murze niezrozumienia oraz o tym, jak można to zmienić. 
Wszystko co można powiedzieć o tej książce zawierają słowa pięknego wiersza "Pociąg życia". Nie znam jego autora, ale słowa te trafiają do mojego serca i chcę się nimi podzielić się z Wami. 


Nasze życie jest jak uciekający pociąg, 
zawsze się gdzieś śpieszy 
i zawsze jest gdzieś spóźnione. 

Czasem mija małe stacyjki, 
te najpiękniejsze, 
nie dostrzega drobnych rzeczy, 
które sprawiają, 
że nasze życie jest takie piękne. 

Czasem na dużych stacjach 
oglądamy przez szybę tłok ludzi, 
którzy przychodzą i odchodzą. 

Łzy z powodu rozstań 
uśmiechy przy powrotach. 
Na różnych stacjach splatają się nasze tory życia. 

Czasem mocno plączą się 
by istnieć w jedności 
i już do końca zostać razem, 
a czasem niestety nadchodzi rozdroże. 

Piękne pociągi naszych dążeń i marzeń, 
naszej wiary i nadziei. 

Sprawmy by w naszych rękach 
zawsze były zwrotnice naszego losu. 

Byśmy sami naszymi dążeniami 
otaczali się ciepłem i uczuciem 
i nigdy nie czuli, 
że stoimy samotni na jakiejś stacyjce, bo zawsze znajdzie się ktoś kto z nami poczeka..." 





Taka też była książka, wzruszająca, pełna nadziei, miejscami zabawna. Porywająca niczym rozpędzone Pendolino. Podobała się każdej z czytelniczek klubu, wywołała mnóstwo refleksji. Pozostawiła po sobie wiarę w to, że każde doświadczenie, nawet najtrudniejsze, możemy wykorzystać do zbudowania innego czasem lepszego, pełniejszego życia. 
Nasza podróż trwa, staramy się by była barwna jak sesja, która powstała przy okazji tej dyskusji. Czy nam się uda? Czas pokaże...



piątek, 14 lipca 2017

"Dar morza" - Diane Chamberlain


Kolejna lektura klubu Kobiety To Czytają za mną. Nie czytam pozycji klubowych systematycznie, kiedy tylko pojawiają się na rynku i ma to swoje plusy. Omija mnie szaleńcze wyczekiwanie i bezkrytyczne pożeranie kolejnych nowości. 
"Dar morza" Diane Chamberlain odczekał swoje na wirtualnej półce i kiedy wreszcie się za niego zabrałam okazało się, że właśnie rozpoczął się sezon urlopowo-plażowy, zatem idealny czas na lekturę osadzoną w nadmorskiej scenerii. 
Daria, jako jedenastoletnia dziewczynka znajduje na plaży porzuconego noworodka, który zmienia życie całej rodziny. Jako dorosła kobieta nadal nie potrafi odciąć psychicznej pępowiny łączącej ją z przybraną siostrą. Zagadkowe pojawienie się dziecka na plaży, po dwudziestu latach nadal wzbudza poruszenie i wiele spekulacji. Co się stanie jeśli prawda w końcu ujrzy światło dzienne? 
Diane Chamberlain jest dla mnie niekwestionowaną mistrzynią budowania napięcia i zawiłej fabuły. Potrafi rewelacyjnie wyprowadzić czytelnia w pole. "Dar morza" jest powieścią iście Hollywoodzką. Napisaną z rozmachem, pełną emocji, zwrotów akcji i z zakończeniem, które na długo zostaje w pamięci. Jednak jest to też jedna z tych powieści Diane, które do mnie nie przemawiają. Właśnie ta hoolywoodzkość mnie razi. Nie mam zastrzeżeń do fabuły, czy emocji, które funduje nam -czytelnikom autorka. Podobały mi się poruszone w powieści problemy, między innymi takie jak dawanie ograniczonej swobody i zaufanie wobec osób niepełnosprawnych intelektualnie czy główny wątek szukania odpowiedzi na zakopane w przeszłości pytania. Odważnym głosem jest także ukazanie hipokryzji lub innymi słowy słabości osób duchownych. Autorka ta nie boi się kontrowersyjnych tematów i za to jej chwała. Jedyne co nie pasowało mi w powieści i sprawiło, że moje uczucia są mieszane to zakończenie. Rozwiązanie, które przypomina mi finały brazylijskich telenoweli - każdy był z każdym, po drodze zdarzyło się coś strasznego, ale w końcu są szczęśliwą rodziną. Zastanawiam się czy tylko ja tak odebrałam tą historię? A może Wy już macie za sobą lekturę "Daru morza", podzielcie się proszę swoimi refleksjami w komentarzach. 

Podsumowując "Dar morza" jest bardzo dobrą lekturą z kontrowersyjnym zakończeniem, zatem idealnie wpisuje się w ideę klubu Kobiety To Czytają, bo wywołuje chęć dyskusji. Właśnie dlatego polecam lekturę powieści, żeby porozmawiać i skonfrontować się z odczuciami innych osób. Ja zrobię to na najbliższym spotkaniu Dyskusyjnego Klubu Książki Kobiet z Podbeskidzia, którego szczerze mówiąc nie mogę się już doczekać :). 


niedziela, 25 czerwca 2017

Wakacyjne polowanie


Wakacje to dla mnie czas wyjazdów, luzu, ale też poszukiwań. Co roku szukamy rodzinnie miejsca, które nas zachwyci, może zaskoczy. Takiego, które będziemy wspominać w następnych latach. Niedługo znowu wyjeżdżamy. Przy tej okazji przypomniałam sobie o portowym antykwariacie w Anzio we Włoszech, który kiedyś udało nam się znaleźć i sfotografować. Miałam szczęście, że byliśmy tam o zachodzie słońca, bo było nad wyraz urokliwie. 
 



Właśnie takie sytuacje i rzeczy tworzą klimat, dzięki któremu ciepło wspominam dane miejsce. Do dziś nadmorski kurort Anzio przywołuje mnóstwo pozytywnych emocji. 

Spójrzcie na zdjęcia, czyż nie są zjawiskowe? 
A Wy szukacie ciekawych miejsc, czy może wystarczy wam plaża, słońce i słodkie lenistwo?