poniedziałek, 27 lutego 2017

Przeczytane w lutym

Drugie fotograficzne podsumowanie miesiąca. Tym razem cztery pozycje. Króluje Wydawnictwo Filia i Saga Bałkańska Agnieszki Walczak-Chojeckiej. Oba tomy polecam każdemu z kim w ostatnich dniach rozmawiam i wiem, że moje polecanki trafiają na poddatny grunt. Cieszy mnie to bardzo. Więcej na temat obu tomów w recenzji w osobnym poście. 




Pierwszą książką lutego był "Francuski piesek" Marty Obuch, który sprawił, że kilkanaście razy wybuchałam śmiechem. Dzięki tej pozycji na nowo pokochałam Katowice, które darzę sentymentem ze względu na wspaniałych ludzi, których poznałam tam w czasie studiów. Wspaniale było brać udział w intrydze kryminalnej i wraz z bohaterami chodzić znanymi ulicami. Nie przypuszczałam, że będę potrafiła zbudować w głowie mapę miejsc odwiedzanych przez postaci. Świetnie się bawiłam przy tej książce i choć było to moje pierwsze spotkanie z autorką, to z pewnością nie ostatnie. 

I w końcu odkrycie tego miesiąca, czyli "Kolejny rozdział" Agaty Kołakowskiej. Pisałam o tej powieści o tu: http://zapiskifiszki.blogspot.com/2017/02/kolejny-rozdzia-agata-koakowska.html. Recenzja nie miała oprawy zdjęciowej, bo musiałam przywieźć do domu maszynę do pisania - zardzewiałą Olympię. Zmusiłam się w końcu do działania i efekt jest świetny, prawda? Książkę polecam, polecam i jeszcze raz polecam!

 

A jeśli chodzi o zdjęcia to mam problem ze światłem, które za każdym razem jest inne. Idealnie byłoby robić wszystkie zdjęcia w jednym dniu i tym samym czasie, jednak u mnie jest to niewykonalne. Zatem zostaje metoda prób i błędów czekanie na spokojne, słoneczne poranki.
To był kolejny świetny literacki i ogólnie kulturalny miesiąc. Niech dobra passa trwa - tego sobie i Wam życzę!




niedziela, 26 lutego 2017

"Kolejny rozdział" Agata Kołakowska


Co miesiąc śledzę uważnie nowości wydawnicze starając się wyłowić wśród morza książek, te które są warte przeczytania. Z moich obserwacji wynika, że raz na kilka miesięcy pojawia się w księgarniach książka o książkach, o ich pisaniu, sprzedawaniu, bądź ich wpływie na czyjeś życie. Temat jest bardzo "pisarski" i rozchwytywany. Czytam takie książki z ogromnym entuzjazmem, choć efekt końcowy nie zawsze jest zadowalający.
Kiedy w zapowiedziach zobaczyłam najnowszą powieść Agaty Kołakowskiej wiedziałam na pewno, że muszę się z nią zapoznać. Autorkę poznałam z dobrej strony podczas czytania powieści "Płótno" i byłam bardzo ciekawa, jak poradziła sobie z tematem "książka o książce".
Już początkowe strony historii pisarki Kaliny i jej redaktora Macieja sprawiły, że powieść wydała mi się interesująca. Z każdym kolejnym akapitem moje zainteresowanie rosło. Po kilkunastu pierwszych stronach, byłam już tak pochłonięta historią, że niemal zapomniałam, że mam dzieci.  Jednak dzieci nie tak łatwo dają o sobie zapomnieć i szybko oderwały mnie od świata bohaterów pani Kołakowskiej. Cały dzień czekałam tylko na wieczór, kiedy to znowu będę mogła uchylić drzwi mieszkania Tarskiego, czy zajrzeć przez okno do domu Milewskiej. Kolejne rozdziały tylko wzmagały moją potrzebę rozwiązania zagadki tajemniczej korespondencji. Autorka niczym w porządnym kryminale rzucała cień na kolejne osoby z grona znajomych bohaterów, a ja już w głowie miałam swojego winnego. Jakież było moje zdziwienie, gdy odkryłam prawdę. 
Rzadko zdarza się tak dobrze napisana powieść obyczajowa, która trzyma w napięciu do ostatnich stron. Agata Kołakowska stworzyła rewelacyjną historię. Miała świetny pomysł, który przeniosła na karty powieści z doskonałym wyczuciem. Tło obyczajowe toczące się wokół zagadki nie przytłacza, nie jest przegadane. Absolutnie wszystkiego jest w sam raz: części obyczajowej, zagadki oraz jakże ważnej części tła emocjonalnego. Czytelnik szybko zostaje zaabsorbowany problemami Kaliny, a zagadkowa przeszłość Macieja Tarskiego sprawia, że chce się czytać szybciej i szybciej, aż do ostatnich stron. Autorka umiejętnie buduje napięcie. Każe zastanowić się, czy to co widać na pierwszy rzut oka, jest faktem, czy może tylko umiejętnie budowaną fasadą, za którą kryją się prawdziwe potrzeby, emocje i minione doświadczenia. Stwarza obraz, który po chwili burzy, aby za kilka stron namalować inny, a potem znowu go zmienić. To wyjątkowa umiejętność, która wzbudziła mój podziw. Jestem zachwycona lekturą "Kolejnego rozdziału" i bardzo ciekawa, czy autorka potrafi jeszcze wyżej ponieść sobie poprzeczkę, którą moim zdaniem postawiła sobie tym razem bardzo wysoko.
Za możliwość zapoznania z  bohaterami powieści dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka.

wtorek, 21 lutego 2017

PRL Recital Jacek Stęszewski ze Społem

Jeszcze nigdy na blogu nie pisałam o tym gdzie bywam i co widziałam, aż do teraz. Stało się tak dlatego, że pierwszy raz od bardzo dawna zostałam zahipnotyzowana wydarzeniem, w którym miałam przyjemność uczestniczyć. Piątek 10-tego lutego zapisze się w mojej pamięci na długo, a nawet śmiem twierdzić, że na zawsze. Mimo, że minęło już sporo czasu to emocje nadal są żywe i domagały się przekształcenia w tekst, zatem napisałam co następuje...
W piątek 10-tego wraz z mężem i trzema bliskimi osobami braliśmy udział w Recitalu organizowanym w Polskim Radiu Katowice. Koncert był nie lada gratką. Wokalista - Jacek Stęszewski znany nam od lat z rockowego zespołu Koniec Świata nagrał solową płytę. Jest to drugi solowy krążek, który mamy przyjemność odsłuchiwać. Pierwsza płyta od razu przypadła nam do gustu. Klimat, teksty i ewidentnie poetycki wydźwięk albumu sprawiły, że w głośnikach rozbrzmiewał nieustannie. Zapowiedź drugiej płyty wywołała u nas niemały entuzjazm. "Peweksówka" dotarła do nas na dwa tygodnie przed oficjalną premierą. Od tej pory słychać ją w domu niemal cały czas. Nawet mały Rado ma swój ulubiony kawałek, który śpiewa podczas zabawy. Cieszymy się niezmiernie, bo czym skorupka za młodu...wiadomo :). 
 
Ale miało być o recitalu, zatem wracam do relacji. Pierwszy raz uczestniczyłam w koncercie w radiu. Koncercie, który był rejestrowany i transmitowany na żywo. Było to niemałe przeżycie, umysł podsuwał różne wizje, to też mocno odczuwałam klimat miejsca. Sama muzyka, choć znana mi z płyty, w tym otoczeniu sprawiła, że weszłam w dziwny stan. Miałam wrażenie, że biorę udział w swoistym spektaklu, który tworzy się w mojej głowie w trakcie kolejnych utworów. 

Artysta wraz z zespołem zabrali mnie w podróż do czasów Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej znanej mi raczej z opowiadań, bo urodziłam się w roku przemian. Wycieczka ta była karuzelą emocji i wrażeń. Podróż nostalgiczna, która w swoim realizmie zawierała momenty refleksyjne, a także wywołujące uśmiech na twarzy. Ogromnym zasobem było umiejętne wplatane poczucie humoru, które autor potrafi przenieść nie tylko na teksty, ale też wyraża swym sposobem bycia i tworzenia atmosfery na scenie. Zespół - świetni artyści, majstersztyk muzyczny. Genialne wykonanie każdego z utworów. Odbiór koncertu siedząc, niczym w teatrze, jest całkowicie innym doświadczeniem, niż skakanie pod sceną i śpiewanie razem z ekipą. Muzyka dociera bardziej, słowa wwiercają się w umysł. Podczas koncertu miałam dwa momenty, w których łzy napłynęły mi do oczu. Nie spodziewałam się tego i byłam totalnie zaskoczona tak intensywnym przeżywaniem muzyki. Jestem przekonana, że była to zasługa całego zespołu, który stworzył fantastyczny spektakl z dźwięków i słów. Nie sposób nie wspomnieć o dekoracji sceny, która sprawiła, że klimat PRL zagościł w rozgłośni XXI wieku - goździki, butelki, papier i podświetlany skrót PRL - idealny zestaw!
Jeśli jeszcze kiedyś będę miała możliwość uczestniczyć w TAKIM koncercie , do tego granym przez TAKICH artystów zrobię to bez wahania. Natomiast płytę Peweksówka i twórczość Jacka Stęszewskiego polecam wszystkim nawet obudzona w środku nocy. :)


poniedziałek, 6 lutego 2017

Fashion books - "Lawendowy pokój" Nina Geogre

Dawno, dawno temu w kilka dni po premierze książki "Lawendowy pokój" Niny George na potrzeby jakiegoś konkursu powstał poniższy tekst. Znalazłam go tworząc post modowy inspirowany okładką książki. Do dziś moje odczucia co do tej pozycji pozostają niezmienne...


"Do tej pory nie lubiłam lawendy, ale że jestem łasa na wszelkie pakiety kupiłam "Lawendowy pokój" wraz z saszetką o zapachu lawendy. I wiecie co? To była najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć. Książka była nasiąknięta zapachem, ale nie w nachalny, mdły sposób. Delikatna woń uwalniała się z każdą kolejno czytaną stroną. Zapach sprawiał, że czytane fragmenty rysowały się w wyobraźni jeszcze wyraźniej. Przed oczyma dosłownie stawały obrazy malowane słowami Niny George. Słowa zamieniały się w delikatne pociągnięcia pędzlem, a zapach lawendy czasem ewoluował w zapach rześkiej bryzy od rzeki, innym razem w woń wczesnego poranka, a nawet zamieniał się w łagodny aromat książek zebranych na barce Jeana. 
Jean odgradzał się książkami od uczuć jednocześnie pomagając innym odnaleźć własne. Ta przewrotność urzekła mnie w swojej prostocie, bo czyż nie jest tak z każdym z nas? Widzimy swoje słabości u innych, ale sami nie potrafimy sobie z nimi poradzić...
Książka trafiła do mnie nie tylko zawartą w niej historią, ale szczególnie zapachem, który już zawsze będzie mi się z nią kojarzył. Urzekł mnie też lawendowy pokój zamknięty na wiele lat, ze strachu przed porażką i odrzuceniem. Mógłby być miejscem wspomnień i radości, a stał się zakurzonym, bezużytecznym pomieszczeniem przywołującym niezakopane demony. Teraz nie wyobrażam sobie czytać "Lawendowego pokoju" bez zapachu lawendy w tle. Nie wyobrażam sobie nie poznać tej książki. Nie wyobrażam sobie jak mogłam nie lubić lawendy... To prawda, że książki mogą zmieniać życie. "Lawendowy pokój" moje zmienił, nie tylko w kwestii zapachów, ale też w zakresie wrażliwości na ludzi i nowego spojrzenia na to co czytają..." 
październik 2014


A co do zdjęć i stroju to... 
O kolorach ziemi już kiedyś pisałam, że są moją bazą. Ta spódnica natomiast ma swoją długą historię. Mam ją jeszcze z czasów mojej fascynacji second handami w czasie studiów pedagogicznych. Potem przestałam w niej chodzić i oddałam ją jednej dobrej duszyczce. Jednak przyszedł taki dzień, kiedy znowu "na gwałt" jej potrzebowałam i dobra dusza mi ją oddała. Wisi w szafie i co jakiś czas do niej wracam. Lawendowa plisowanka idealnie pasuje do "Lawendowego pokoju", bo tak jak on ma swoją historię. I jeszcze zegarek z napisem "Whatever, I'm late anyway" - kto czytał ten wie... Ten zestaw jest ziemisto-lawendowy, nostalgiczny, trochę retro, typowo mój. Takie stroje mnie urzekają na innych i sama dobrze się w nich czuję.

 

piątek, 3 lutego 2017

"Nie czas na miłość" - konkurs

Obiecany konkurs z książką "Nie czas na miłość" Agnieszki Walczak-Chojeckiej.

Tytuł książki zainspirował mnie do zastanowienia się nad pytaniem: "Skoro Nie czas na miłość to na co?" Może na pasję, na realizację marzeń, a może na spanie... ;) 

Odpowiedź na pytanie zamieszczamy w formie zdjęcia w komentarzu tu na blogu bądź na Facebooku pod postem konkursowym.




Zasady konkursu:
1. Lubimy profil Zapiski-fiszki na Facebooku
2. Udostępniamy post konkursowy, można zaprosić znajomych, będzie mi bardzo miło (nie jest to jednak warunek konkursowy).
3. W komentarzu na blogu lub pod postem na Facebooku wrzucamy zdjęcie ilustrujące zadanie konkursowe.
4. Konkurs zaczyna się 3.02.2017 r. a kończy 8.02.2017 r. o 20.00.
5. Wyniki podam do 10.02.2017 r. w osobnym wpisie na Facebooku.
6. Na adres czekam do 12.02.2017 r., w przypadku nieotrzymania adresu wybieram innego zwycięzcę.
7. Nagrodę wysyłam tylko na adres Polski.
8. Fundatorem nagrody jest Wydawnictwo FILIA.

Kto jeszcze nie czytał "Nie czas na miłość" to przyszedł czas, żeby nadrobić zaległości, bo drugi tom Sagi Bałkańskiej już 22 lutego!!



czwartek, 2 lutego 2017

Przeczytane w styczniu

W tym roku postanowiłam robić comiesięczne zestawienia przeczytanych tytułów. Mam w tym trzy główne cele:
- po pierwsze uczę się systematyczności, która jest moją piętą Achillesa,
- po drugie doskonalę swoje umiejętności fotograficzne tworząc zdjęcia w jednym stylu, bo lubię spójność,
- po trzecie w grudniu nie będę musiała poświęcać mnóstwa czasu na odświeżenie pamięci. 

Nie będę do tych postów dodawać mnóstwa tekstów, bo nie taki jest zamysł, aczkolwiek pewnie napiszę zawsze kilka słów. Ten miesiąc był dobry czytelniczo. Wszystkie książki po które sięgnęłam były warte uwagi. Zdecydowanie polecam "Niebezpieczną grę" Joanny Opiat-Bojarskiej, która potrafi wciągnąć czytelnika w karty swojej powieści i trzymać tam, nawet po zakończeniu lektury. Mnóstwa emocji dostarczyła mi również Gabriela Gargaś. "W plątaninie uczuć" jest wyjątkową historią przyjaźni, pokonywania trudnych życiowych zakrętów oraz wskazówką jak pięknie odejść...  Najnowsza powieść klubu Kobiety To Czytają to zdecydowane must have dla miłośników wartościowych powieści obyczajowych. "Jak gdybyś tańczyła" - świetna, a recenzja o tu: http://zapiskifiszki.blogspot.com/2017/01/jak-gdybys-tanczya-diane-chamberlain.html

 

"Zanim odszedł" Edyty Świętek była to dziwna przygoda czytelnicza, początkowo denerwował mnie język powieści i bohaterowie. Nie potrafiłam wczuć się w fabułę. Za to po połowie nie mogłam się oderwać. Do tej pory mam mieszane uczucia.
I wreszcie "Płótno" Agaty Kołakowskiej, powieść którą porzucałam i wracałam. Jak morze miałam przypływy i odpływy entuzjazmu, czytałam i odkładałam. Jednak po zakończonej lekturze jestem przekonana, że to dopiero początek mojej przyjaźni z autorką.