poniedziałek, 25 września 2017

"Wszystkie pory uczuć. Jesień" - Magdalena Majcher - recenzja przedpremierowa

Magdalena Majcher toruje sobie coraz szerszą drogę w świecie literatury kobiecej. Wraz z nadejściem nowej pory roku na półki księgarń wskakuje też jej najnowsze dziecko - powieść "Wszystkie pory uczuć. Jesień". Nie jest to bynajmniej saga, z czego bardzo się cieszę. Co prawda rynek kobiecy kocha sagi, jednak ja jestem już nimi lekko zmęczona. Wydawnictwo Pascal wraz z autorką postanowiło zaproponować czytelniczkom coś innego. Nie sagę, a cykl. Cykl wpisany w zmienność pór roku. Temat jest na tyle świeży, że byłam go bardzo ciekawa i nie ukrywam, że z ogromną niecierpliwością wyczekiwałam powieści. 
Historia Hani, która całe swoje małżeństwo żyje w trójkącie była wciągającą lekturą. Kobieta nieustanie porównywana z zmarłą pierwszą żoną zmaga się z bagażem pełnym kompleksów. Dodatkowo jej pochodzenie dokłada kamieni do ciężkiego już plecaka. 
Trudno było momentami zrozumieć Hanię i jej pokorę wobec jawnej dyskryminacji. Przychodziły jednak chwile, gdy miało się wrażenie, że ona sama prosi się o takie traktowanie. Przyznam szczerze, byłam zła na bohaterkę, i to nie raz. Byłam wściekła na jej męża i na otoczenie, które widziało, a nie reagowało. Jednak z drugiej strony wiem, że mnóstwo takich sytuacji zdarza się codziennie. Ktoś coś wie, ale nic nie mówi, bo przecież nie będzie się wtrącał. Takie to prawdziwie straszne i normalne zarazem. 
Powieść Magdaleny Majcher to nie tylko wątek małżeństwa, w którym trupy zaglądają z szafy. Jest to także historia zmagania z własnym pochodzeniem. Wnikliwa analiza psychiki dorosłego, który wychowywał się w domu dziecka. Brak wiary w siebie, niska samoocena, pakowanie się w raniące relacje, ciągłe poszukiwanie odpowiedzi na pytanie dlaczego, czy nieumiejętność zawalczenia o swoje to tylko część z problemów, z którymi borykają się takie osoby. Autorka umiejętnie wciągnęła w karty powieści szeroki wachlarz trudności dzieci z bidula. 
"Wszystkie pory uczuć. Jesień" to lektura na długi wieczór. Nie jest kolorowa, złota i radosna. Czuć w niej zapach suszonych liści i herbaty z imbirem, jednak pierwsze skrzypce gra słota. Krople deszczu uderzające o parapet okna idealnie wpasują się w melancholijny charakter powieści. Błyszczące kasztany, niosące ze sobą dobrą energię połóżcie w koszyku obok fotela, przygotujcie koc i czytajcie, bo warto. 
Pierwsza część cyklu to obiecujący początek interesującej wędrówki z autorką przez pory roku i uczucia. Czekam na kolejne pory roku i następne powieści. 

Za przedpremierową lekturę książki dziękuję autorce i wydawnictwu Pascal. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz