niedziela, 25 czerwca 2017

Wakacyjne polowanie


Wakacje to dla mnie czas wyjazdów, luzu, ale też poszukiwań. Co roku szukamy rodzinnie miejsca, które nas zachwyci, może zaskoczy. Takiego, które będziemy wspominać w następnych latach. Niedługo znowu wyjeżdżamy. Przy tej okazji przypomniałam sobie o portowym antykwariacie w Anzio we Włoszech, który kiedyś udało nam się znaleźć i sfotografować. Miałam szczęście, że byliśmy tam o zachodzie słońca, bo było nad wyraz urokliwie. 
 



Właśnie takie sytuacje i rzeczy tworzą klimat, dzięki któremu ciepło wspominam dane miejsce. Do dziś nadmorski kurort Anzio przywołuje mnóstwo pozytywnych emocji. 

Spójrzcie na zdjęcia, czyż nie są zjawiskowe? 
A Wy szukacie ciekawych miejsc, czy może wystarczy wam plaża, słońce i słodkie lenistwo?  



poniedziałek, 19 czerwca 2017

"To, co zostało" - spotkanie dyskusyjnego klubu książki

Mam takie zaległości w pisaniu relacji ze spotkań dyskusyjnego klubu książki, że aż wstyd się przyznać. Tak się jakoś podziało, że coraz mniej czasu poświęcam na bloga i bycie online. Nie jest mi z tym źle, wręcz przeciwnie - im mniej, tym lepiej. Zatem dzisiejszy wpis, jest krótki, zwięzły i mam nadzieję, że na temat ;).

Spotkanie kwietniowe na którym królowała książka "To, co zostało" Jodi Picoult było dla naszego Dyskusyjnego Klubu Książki Kobiet z Podbeskidzia wyjątkowo trudne i mało energetyczne. Zadziałało kilka czynników. Pogoda - wyjątkowo depresyjny, szary, deszczowy dzień, kolejny z wielu tej wiosny. Tematyka książki - ciężka emocjonalnie przeprawa, skomplikowane wybory przed jakimi stanęli bohaterowie i historia Holokaustu, która do dnia dzisiejszego wzbudza niedowierzanie, niezgodę i ogromny żal do ludzi, którzy zaślepieni ideą godzili się by zabijać innych. Był też trzeci element naszego ponurego nastroju - ja to nazywam "zmęczenie materiału". Przyznaję, że mój entuzjazm był zerowy, zatem dziewczyny pewnie też ogarnęło zniechęcenie.

Mimo to, powstały fajne zdjęcia nawiązujące do tematyki książki, które warto pokazać. Stworzenie wizji tego spotkania wcale nie było łatwe, długo zastanawiałyśmy się jak omówić książkę, której tło historyczne jest tak trudne. Olśniło jedną z nas niespodziewanie i całe szczęście! Finalnie sesja wcale nie jest taka smutna, jak mogłoby się wydawać.
Ach, spotkałyśmy się w Ryszkówce - desery jak zwykle były pyszne. Rozstawałyśmy się z nadzieją, że na kolejnym spotkaniu nasza energia powróci...tak też się stało, ale to w kolejnym wpisie! :)

niedziela, 4 czerwca 2017

Przeczytane w maju

Maj był dla mnie intensywnym miesiącem, jednak udało mi się przeczytać trzy i pół książki. Tak, moi drodzy, nie pomyliłam się 3,5. Normalnie tego nie robię, to znaczy nie umieszczam w zestawieniu książek niedoczytanych, ale tym razem będzie inaczej, ponieważ... ale o tym na końcu.
Pierwszą książką, którą dosłownie połknęłam w maju była powieść klubu Kobiety To Czytają "Julia i jej córki". Wydawałoby się, że będzie to ciężki kaliber, bo śmierć dziecka, to nie jest przyjemny temat. Powieść została jednak napisana tak rewelacyjnie, że czytałam ją jednym tchem. Niesie nadzieję, że nawet po największej tragedii można żyć dalej. Jednak nie pozostawia złudzeń, pokazując, że nic już nie będzie takie samo.

Druga była "Matka mojej córki" Magdaleny Majcher, moja recenzja tu: http://zapiskifiszki.blogspot.com/2017/05/matka-mojej-corki-magdalena-majcher.html
Dziś przeczytałam na jednej z odwiedzanych przeze mnie stron, że to najlepsza książka autorki, lepszej rekomendacji dać nie można. Ja też polecam z całego serca. Książka zmusza do refleksji, stawia pytania, daje różne możliwości rozwiązania sytuacji i pozostawia czytelnika w niemym zdumieniu nad tym jak bardzo skomplikowane, raniące, a jednocześnie silne mogą być relacje rodzinne. 

Kolejną książką tego miesiąca były rzecz jasna Czereśnie, na które czekało pół populacji czytającej w naszym kraju. Magdalena Witkiewicz, autorka od szczęśliwych zakończeń, najnowszą książką przekonała mnie do swojej twórczości już na dobre. Czytałam wszystkie jej poprzednie książki mając różne odczucia raz bardziej, raz mniej entuzjastyczne. Jednak to właśnie "Czereśnie zawsze muszą być dwie" sprawiły, że poczułam się oddaną fanką twórczości pani Magdaleny. Mam nadzieję, że kolejne książki będą tak dobre jak ta!
A na koniec przeczytane, a właściwie czytane "Slow life" Joanny Glogazy. Po fantastycznych "Czereśniach..." szukałam czegoś w zupełnie innym klimacie, a że czasem lubię się zmotywować to sięgam właśnie po tytuły poradnikowe. Przez pierwszą książkę autorki, czyli "Slow fashion" nie mogłam przebrnąć. Natomiast ta zachwyciła mnie i przypomniała o tym co w życiu ważne. Dzięki niej jestem więcej offline, bardziej tu i teraz, i co najważniejsze kolejny raz uświadomiłam sobie, że moje priorytety powinny zajmować najwięcej czasu, a nie być spychane na szary koniec dnia. Przypominam sobie o tym co rano, póki co z wymiernym pozytywnym skutkiem. Odłożyłam "Slow life" i zerkam do niego czasem. Jestem gdzieś koło 70% i wcale mi się nie spieszy, żeby szybko skończyć lekturę, jest skarbnicą inspiracji i moim motywatorem. Będę z pewnością do niej zerkać w chwilach zwątpienia.