niedziela, 24 stycznia 2016

Spotkanie klubu dyskusyjnego i "Miasto z lodu"


W mijającym tygodniu kolejny raz miałam przyjemność spotkać się z wspaniałymi kobietami, żeby porozmawiać o książkach. Jak poprzednio, w kawiarni "Weranda" w Goczałkowicach-Zdroju, przy aromacie kawy, toczyła się dyskusja.
Tematem przewodnim była książka "Miasto z lodu" Małgorzaty Wardy. 


Książka wywołała u nas cały wachlarz emocji, od zdumienia, po oburzenie i wreszcie ogromny smutek. Zgodnie doszyłyśmy do wniosku, że autorka ma niesamowitą umiejętność malowania słowem. Potrafi stworzyć tak realne obrazy, że nawet siedząc w ciepłym pokoju czujemy przenikający nas chłód otulonej śniegiem, górskiej wioski. Książka wywołała wewnętrzny niepokój wśród wielu z nas. Kazała zadać sobie pytania: co ja zrobiłabym na miejscu bohaterki? Czy matka jest zawsze rozgrzeszana? Czy szkoła jest bezpiecznym miejscem dla mojego dziecka? Czy jestem na tyle silna, aby nie sugerować się presją społeczną w wydawaniu opinii? I wreszcie, czy w ogóle mam prawo oceniać kogokolwiek?


Dyskusja była nad wyraz owocna, a to, że czasem zbaczała poza tory książki pokazało nam jak wielką moc ma literatura. "Miasto z lodu" dało nam szansę podzielenia się własnymi obawami, zainspirowało do rozmowy o problemach społecznych i sposobach ich rozwiązywania. Wymieniłyśmy się myślami, swoimi poglądami na świat, ale też rozczarowaniem i radością. 
Dla mnie mimo, że spotkałyśmy się dopiero drugi raz w takim gronie, dziewczyny już są ważnymi osobami. Bardzo mocno wierzę w to, że na swojej drodze zawsze spotykamy osoby, które mają nas czegoś nauczyć. Dziewczyny dziękuję, bo już wiele się od Was nauczyłam i mam nadzieję, że to nie koniec...

Ach i najważniejsze! Aura nam dopisała. Za oknem padał śnieg. Musiałyśmy przyjść opatulone w grube szaliki niczym w książkowym "Mieście z lodu", a na naszym stole zagościły śnieżynki. 
Kolejne spotkanie już w marcu, czekam z niecierpliwością.

P.S. Zdjęcia jak zwykle Agnieszka! Dziękujemy!

piątek, 8 stycznia 2016

Minimalizm czas start…

Przychodzą takie dni, kiedy odzywa się we mnie totalna minimalistka. Mam wtedy wrażenie, że wszystko co mnie otacza okropnie mnie przytłacza. Muszę wtedy zrobić porządek. Ale nie wystarczy sprzątanie, o nie. Ja wyrzucam rzeczy, lub co lepsze znajduję im nowych właścicieli. Nie wszystkie rzecz jasna, jednak nie mam problemu z dokonaniem selekcji. Nie jestem zbytnio sentymentalna. Lubię przestrzeń.

Przeczytałam ostatnio świetną książkę Anny Mularczyk-Meyer "minimalizm po polsku". Swego czasu zaczytywałam się w radach Leo Babuty, uwielbiam blogi związane z tym tematem i mam wrażenie, że z czasem coraz bardziej dorastam do tego, że mniej znaczy więcej. A wiecie co do mnie najbardziej przemówiło? Fragment u Pani Mayer, która prosi, żeby wyobrazić sobie, że nagle umieramy i ktoś musi się zająć naszymi rzeczami, posegregować, przejrzeć, generalnie posprzątać. Współczułabym osobie, która miałaby robić porządek z moimi rzeczami... pomyślcie o tym. To przerażająca myśl, prawda? Tyle rzeczy, co jest ważne, a co nie. Co należy wyrzucić, a co zostawić i co w ogóle z tym potem zrobić. U mnie kiedyś był chaos, teraz jest lepiej, ale daleko mi do "prawdziwych minimalistów" kimkolwiek są. ;)
Początek roku, jest dobrym czasem na postanowienia. Zatem postanowiłam podzielić się swoją biblioteczką. Raz na jakiś czas będę organizować książkową rozdawajkę. Na początek pozbywam się wszystkich książek w formacie kieszonkowym, potem pójdą te do których nie czuję sentymentu. Zaglądajcie tu czasem, będą pojawiać się też inne fajne rzeczy…
Zamierzam też zrobić kiermasz (książek też). Zatem zapraszam, bo mam trochę ciekawych przedmiotów, coś z decoupage’u, coś z herbacianych zasobów, taki zapiskowy pchli targ. Może coś Wam się spodoba i  będzie idealnie do Was pasowało. Może znajdziecie prezent dla kogoś bliskiego. Pierwszy kiermasz już niedługo…


P.S. J
Macie czasem ochotę rzucić wszystko i zacząć od początku? Oczyszczenie przestrzeni pomaga, możecie mi wierzyć, sprawdziłam. Choć czasem dobrze jest też wznieść się ponad chmury i spojrzeć na wszystko z innej perspektywy.

niedziela, 3 stycznia 2016

„Sekretna herbaciarnia” - Vanessa Greene


„Sekretna herbaciarnia” jest jedną z tych książek, które prędzej czy później zawsze trafiają w moje ręce. Powód jest jeden, uwielbiam herbatę i wszystko co jest w jakikolwiek sposób z nią związane. Poprzednią książkę autorki „Klub Porcelanowej Filiżanki” przeczytałam z przyjemnością. Tym razem również spodziewałam się sympatycznej lektury z niespieszną narracją. Nie zawiodłam się. Autorka serwuje nam książkę ciepłą, stabilną, otulającą niczym wełniany sweter. Mimo, że bohaterowie zmagają się z własnymi słabościami, lękami oraz własną tożsamością, książka jest nad wyraz kojąca. Sprawiła, że z ociąganiem przerywałam lekturę, żeby wrócić do codziennych czynności. Zanurzyłam się bez reszty w angielskiej miejscowości i z przyjemnością wyczekiwałam kolejnego spotkania na tak zwane five o’clock.



Opowieść o trzech kobietach, które los nieprzypadkowo splata ze sobą w jednej z nadmorskich herbaciarni skradła mi serce. Przyjaźń zrodziła się między nimi niespodziewanie i dla każdej z nich była początkiem wielkich zmian w życiu. 
Jest to opowieść która daje wiarę w drugiego człowieka. W to, że w odpowiednim momencie na naszej drodze pojawią się ludzie, którzy pomogą nam pokonać przeszkody. Wystarczy tylko otworzyć się na nich i wypić z nimi filiżankę herbaty, a wtedy kiedy przyjdzie burza pomiędzy grzmotami można się złapać za ręce.

Przy okazji tej książki znowu przypomniałam sobie, że warto pielęgnować przyjaźnie. W naszym zabieganym świecie jest o to coraz trudniej, ale dla chcącego nic trudnego, prawda? Macie przyjaźnie, które zrodziły się w nietypowych okolicznościach? Ja mam dwie. Obie znajomości nie rokowały zbyt dobrze, a jednak niespodziewanie trwają do dziś.