Diane Chamberlain - autorka międzynarodowych bestsellerów, lubiana przez tłumy, kochana przez wielu, we nie budzi mieszane uczucia. Nie wszystkie jej powieści czytałam, bo nie wszystkie mnie wciągnęły. Po rewelacyjnej według mnie lekturze "W słusznej sprawie" sięgałam po kolejne tytuły nie zawsze z pozytywnym efektem. Zdecydowanie rozczarowujący "Dobry ojciec" ostudził mój zapał do książek autorki na długi czas. Jednak Chamberlain jest pisarką wydawaną w moim ukochanym klubie Kobiety To Czytają, zatem jej
książki prędzej czy później zawsze trafiają w moje ręce.
Tym razem nadarzyła się niebywała okazja przeczytania książki jeszcze przed oficjalną premierą przez osoby, które wygrają w konkursie na facebookowej stronie klubu . Nie mogłam odpuścić takiej okazji. Udało się, byłam jedną z kilku zwyciężczyń. Z niecierpliwością czekałam na przesyłkę i byłam zachwycona, kiedy po otwarciu koperty okazało się, że książka jest personalizowana. Pierwszy raz spotkałam się z takim pomysłem i do tej pory uważam, że jest świetny.
Z nutą niepokoju rozpoczynałam lekturę. Tak bardzo cieszyłam się z tej wygranej, że byłabym zawiedziona jeśli powieść by mnie zawiodła. Wszystkie moje obawy rozwiały się już po kilku stronach, kiedy to zostałam mocno zaciekawiona i wciągnięta w świat bohaterów.
Diane Chamberlain pisze książki w których akcja toczy się dwutorowo - w teraźniejszości i przeszłości. "Jak gdybyś tańczyła" również jest tak zbudowana. Są Molly i Aidan, którzy chcąc zostać rodzicami decydują się na otwartą adopcję, w której biologiczni rodzice mają prawo do kontaktu z dzieckiem. Jest też przeszłość Molly i przełomowy czas jej życia w Morrison Ridge wśród skomplikowanych relacji rodzinnych. Wspaniale zarysowana postać ojca Molly, psychologa, człowieka chorego na stwardnienie rozsiane sprawiła, że lektura najnowszej powieści Diane Chamberlain była dużą przyjemnością. A jego słowa skierowane do Molly - "W końcu zrozumiesz, że każda rodzina jest dysfunkcyjna. Nie ma innych. Założysz kiedyś własną, też pokręconą, szaloną i pełną miłości." - sprawiły, że książka ta zaskarbiła sobie szczególne miejsce w moim sercu.
Autorka na kartach powieści skłania do przyjrzenia się swoim lękom, które mogą sprawiać, że nie podejmiemy stojącego przed nami wyzwania. Przybliża wątek nieuleczalnej choroby i związanych z nią ograniczeń. Każe zastanowić się nad tym, czy nasze dobro jest ważniejsze od dobra innych ludzi. Sugeruje, że zmierzenie się z demonami przeszłości pozwala wejść w przyszłość z lżejszym bagażem, uwalnia od nagromadzonych negatywnych emocji i przynosi ukojenie. Podejmuje temat otwartej adopcji i związanych z nią trudności oraz jej pozytywnych aspektów. Sprawia, że zatrzymujemy się na chwilę, aby pomyśleć, rozważyć i spotkać się z własnymi poglądami na poruszane tematy.
Lektura książki "Jak gdybyś tańczyła" była dla mnie niebywałą przyjemnością i na nowo przekonała mnie o tym, że Diane Chamberlain warto czytać za każdym razem. Zagorzali fani pisarki będą zachwyceni. Natomiast osoby, które jeszcze nie sięgnęły po powieści tej autorki namawiam do rozpoczęcia przygody od tego tytułu.
Do tej pory nie czytałam żadnej powieści Chamberlain, ale myślę, że dobrze było zacząć od tej, ponieważ upewniłam się, że autorka potrafi pisać bardzo wzruszająco i jednocześnie brutalne. Poza tym świetnie gra na emocjach ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na odrobinę nietypową recenzję:
www.favouread.blogspot.com