środa, 31 grudnia 2014

Chaotyczny wywód końcoworoczny i konkurs



Na każdym kroku ktoś coś podsumowuje. To jasne, bo człowiek to taka specyficzna istota, która potrzebuje granic. Granic czasowych, przestrzennych, prawnych, formalnych i umownych, generalnie granic wszelkich. Nie zaczynamy diety od zaraz, tylko od poniedziałku, nie podejmujemy nowych wyzwań już, tylko od nowego miesiąca, tygodnia, ewentualnie od jutra. Ja też tak mam, co lepsze należę również do grona osób, które wyzwania podejmują i porzucają bądź zapominają. No cóż, jesteśmy tylko (a może należałoby napisać AŻ) ludźmi. Mamy swoje zalety, mamy też wady. Mamy swoje plany te zrealizowane i te niewykonane. I o tym właśnie będzie teraz mowa. 
Bloga założyłam już po przyjściu na świat mojego małego smerfa w czerwcu, dla oderwania od problemów dnia codziennego, zmotywowana innymi blogami w sieci. Do września blog kulał, a raczej egzystował w eterze bez jakiegokolwiek zainteresowania, mojego i waszego też. I gdyby nie moje wspaniałe koleżanki z klubu Kobiety To Czytają sytuacja taka pewnie by się ciągnęła nadal. Jednak motywacja płynąca od tych dziewczyn, jest tak wielka, że nie sposób tego opisać w tych kilku słowach. Dziewczyny jesteście cudowne! Dziękuję :).
Nie będzie tu statystyki przeczytanych książek, bo jej nie prowadzę i nie mam ochoty tego sprawdzać we wszystkich tych miejscach, w których mogłabym to zrobić. Nie będzie rankingu najlepszych książek. Najgorszych też nie. Nie będzie przechwalajstwa ile to czytam, ile czasu spędzam z książką w dłoni, ile z czytnikiem, ile kupiłam, ile wymieniłam, ile wygrałam, ile sprzedałam i co tam jeszcze. Chyba nie o to chodzi. Ja czytam bo lubię, sprawia mi to przyjemność i jest najlepszym relaksem. Nie jest to wyścig, nigdzie się nie spieszę. Czasem coś przeczytam w weekend, a czasem w 3 tygodnie i to też jest okey. Nie jest to blog współpracujący z wydawnictwami, bo nie mam na to czasu, ani chyba umiejętności pisarskich na tyle dużych, żeby gdzieś "zaistnieć". Jest to blog sponsorowany głównie przez moją drugą wielce wyrozumiałą połówkę i moje fundusze zdobywane w dziale edukacji najmłodszych polaków;). Nie jest to blog często odwiedzany - nie szkodzi. Chodzi o to, że jest mi z tu dobrze. Jest mi niezmiernie miło, że ktoś czyta to co czasem mam do powiedzenia. :) I tu właśnie przechodzę do meritum (Ta dam! Fanfary! W końcu!). 
Mam do powiedzenia coś niezbyt często, bo mam SYNA, męża, pracę, pranie, sprzątanie i inne wielce ważne sprawy. I jak tu teraz pogodzić to wszystko z czytaniem, pisaniem recenzji i udzielaniem się wirtualnie? No jak?
Oto kilka rozwiązań, pomysłów wprowadzonych już, bądź planowanych do wprowadzenia w czasie najbliższym. Jeśli chodzi o syna to sprawa jest banalnie prosta. Daję mu meliskę w ilości dużeeej, usypiam na godzinkę, góra cztery i czytam, piszę, czy co tam potrzebuję. Opcja druga sprzedaję Cyganom, ojcu, babci, sąsiadom, w sumie bez znaczenia komu, byleby wzięli. Ewentualne wyjście trzecie - choć nie zawsze działa - nastawiam program bawełna 40 w trybie eko i sadzam smerfa przed pralką (ważne! rzeczy w pralce powinny być kolorowe!).
Z mężem kłopotu czasem mniej, czasem więcej, zależy w jakim jest humorze. Ostatnio sprawę rozwiązał nam PS3 i plik gier, ale mimo to czasem narzeka. Najlepiej wysłać do pracy, coby nie widział moich poczynań.
Praca i obowiązki domowe to już w ogóle jest głębszy problem. Pracy nie warto rzucać, bo fundusze na książki być muszą. Najlepiej ją jednak lubić, żeby nie popaść w marazm i mieć jakąś odskocznię od wiecznego czytania. A obowiązki, no cóż mam na lodówce magnes z mądrością przodków - Kurz nie rzuca się tak bardzo w oczy jeśli jest wszędzie. :)
I tym pozytywnym akcentem zakańczam moje chaotyczne rozważania końcoworoczne. 

Życzę Wam mnóstwa czasu na czytanie w Nowym Roku 2015, sakiewki bez dna na wymarzone pozycje książkowe i aby wróżka książkuszka przyniosła Wam plany nowej biblioteki wraz z środkami na realizację tego przedsięwzięcia.
Sobie tego też życzę, a co! 

ACH! Bym zapomniała o KONKURSie!
Zatem do wygrania mamy jeden egzemplarz książki "Gdy zakwitną poziomki". Do wygrania jest dlatego, że mam dwa. Stał się to tak, że jeden wygrałam :) i sobie zatrzymam (a jakże:)), a drugi dostałam. Zatem mogę się podzielić z Wami. Zadanie jest proste opisane w punkcie 3 regulaminu. 



Regulamin:
1. Polub stronę Zapiski-fiszki na Facebooku.
2. Polub posta z konkursem.
3. Na blogu w komentarzu, pod postem konkursowym, będąc kreatywnym! napisz 5 najbardziej absurdalnych sposobów na uzyskanie większej ilości czasu na czytanie. 
4. Odpowiedź konkursową zaczynamy słowami: Sposobów 5 by czytać więcej...
a na końcu wpisujemy nick lub imię i nazwisko.
5. Konkurs trwa od 31.12.2014 do 07.01.2014 do 23.59.
6. Wyniki zostaną ogłoszone do 3 dni od daty zakończenia konkursu na blogu w nowym poście.
7. Na adres do wysyłki czekam 3 dni, potem wybieram kolejnego zwycięzcę.
8. Nagrodę wysyłam tylko na terenie Polski.

Aha, tak jak poprzednim razem będzie można wygrać też ręcznie robione zakładki z wybranym przez siebie motywem. Podobno warto. ;) Zapraszam i bawcie się dobrze!

wtorek, 30 grudnia 2014

"Lewa strona życia" - Lisa Genova



W mojej biblioteczce to kolejna książka tej autorki i na pewno nie ostatnia (już zacieram ręce na premierę nowej powieści, którą przygotowuje, a o której można przeczytać u niej na blogu, o tu /http://lisagenova.com/book-4-in-progress/). Śmiem nawet twierdzić, że Lisa Genova stanie się jedną z moich ulubionych autorek zagranicznych. Mimo, że jeszcze nie przeczytałam jej największego bestselleru - "Motyl" to uważam, że zasługuje na miano świetnej pisarki. Swoją drogą muszę szybko nadrabiać zaległości, bo ekranizacja wkrótce w kinach. 
"Lewa strona życia" jak można się dowiedzieć z okładki jest historią Sarah, która w skutek wypadku samochodowego musi całkowicie zmienić swoje życie. Do tej pory była pracującą matką trójki dzieciaków. Pracującą co ważne w wielkiej korporacji na kierowniczym stanowisku i wszystko wokół niej musiało być perfekcyjnie dograne, bo przecież praca nie mogła czekać. Odbieranie telefonów przy posiłku, odpowiadanie na maile w samochodzie, sprawdzanie skrzynki w trakcie odstawiania dzieci do szkoły i żłobka było dla niej oczywistością. Zatem wyobraźmy sobie teraz jaki szok i niedowierzanie musiała czuć, kiedy wszystko to runęło w ciągu kilku sekund.
Początkowe niedostrzeganie problemu przez samą Sarah nie było bynajmniej zaletą. Jej, jak by się wydawało, normalnie działający mózg nie dostrzegał lewej strony. Oznacza to, że w każdym przedmiocie, w każdym obrazie widziała tylko to co po prawej, co najważniejsze nie dostrzegając braku tej drugiej części. Jej ciało również nie widziało swojej lewej połowy. Nie miała zatem - według niej, lewej ręki, lewej nogi, lewej strony twarzy. 
Sarah staje przed niewyobrażalnym dla nas problemem, nie dość, że nie może wrócić do swojego normalnego życia, to podczas powrotu do zdrowia musi się zmierzać z codziennością, a także z przeszłością. Nagle okazuje się, że rzeczy z pozoru łatwe, jak ubranie koszuli, stają się niewykonalne bez pomocy drugiej osoby. Sarah w czasie swojej choroby odkrywa, że inni ludzie też mogą się przydać. Odnajduje na nowo kontakt ze swoją matką, która przyjeżdża jej z pomocą. Dostrzega, że jej dzieci nie są perfekcyjne i co ważne potrafi to zaakceptować. Ma czas by poświęcić się dla nadpobudliwego syna, który od dawna potrzebował pomocy i jest dumna z jego małych sukcesów, a nie wiecznie zirytowana jego zachowaniem. Frustrująca niemożność poradzenia sobie z własnym ciałem, które uparcie nie chce słuchać, że posiada lewą część rodzi wiele zabawnych, a zarazem smutnych sytuacji. Jest nauką, że nie tylko perfekcyjne życie, szybkie tempo i nienaganny wygląd są wartościowe. 
Książka jest poruszająca. Zmaganie Sarah z samą sobą daje wiele do myślenia. Niesamowite opisy przypadłości, która jak podaje autorka, po urazach mózgu wcale nie jest rzadkością, były dla mnie jednocześnie fascynujące, przerażające a miejscami zabawne. To wielka siła tej książki, że trudny temat został podany w przystępny sposób. Sarah ze swoimi problemami była mi bardzo bliska. Jej wewnętrzna walka z samą sobą, ze swoimi poglądami na temat życia, pracy, obowiązków sprawiła, że sama zastanowiłam się, co tak na prawdę jest w życiu ważne. Czy to, żeby być świetnym pracownikiem? Czy to żeby być cudowną, zaangażowaną matką? Czy to, żeby pogodzić te wszystkie role i dawać z siebie 200%? Gdzie w tym wszystkim jest czas na to kim jestem ja sama? Na to czego chcę ja? 
Książka jest okazją do zatrzymania się, zwolnienia tempa i weryfikacji własnych poglądów na bycie perfekcyjnym w każdym calu. Zdecydowanie należy zaliczyć ją do pozycji obowiązkowych w swojej biblioteczce. 

piątek, 19 grudnia 2014

Co? Komu? Po co? - świąteczne rady Zapiskowe


Każdy pisze o najlepszych książkowych prezentach. Jedni robią rankingi, inni polecajki, jeszcze inni ankiety, a niektórzy konkursy i nagle okazuje się, że wszyscy czytają! Wielkie WOW! Dla każdego książka jest prezentem idealnym. Czy to dla mamy, która nie ma czasu, czy dla brata, co całymi dniami przed komputerem przesiaduje, a nawet dla dziadka, co nam niedowidzi już ze 20 lat. Otóż nie! Nie każdy uzna książkę za prezent dla niego idealny. Ale w końcu, ja też prowadzę blog o książkach, a tu taka negacja skąd? Zatem przejdźmy do meritum mojego poglądu na książko-prezenty. Jako wielka fanka czytelnictwa, maniaczka książkokupowajstwa i nieuleczalna idealistka chciałabym wierzyć w to, że książka jest prezentem idealnym. Aczkolwiek, nie każdy z samej książki się ucieszy. I Tu pojawia się moja propozycja. Nie lubię prezentów pojedynczych (tak, tak, jestem zachłanna :)) uważam, że podarunek powinien składać się z co najmniej! dwóch przedmiotów. Trochę poszperałam w domowej biblioteczce, po półkach, szafkach, szufladach i skompletowałam takie oto zestawy. Nie jest to absolutnie jedyny i słuszny pomysł. Nie jest to też jakieś bardzo odkrywcze, jednak wydaje mi się, że może być niezłą inspiracją dla Waszych przedświątecznych przygotowań. 

Zatem zaczynamy. 
Zestaw pierwszy - Moda, Francja, Elegancja :) 
Każda kobieta chce być sexy, każda kobieta chce mieć trochę francuskiego szyku, każda kobieta uwielbia prezenty. "Dlatego Francuzki są takie sexy" książka fajna, lekka i przyjemna - polecam, szal z napisami + perfumy, kwintesencja kobiecości w trzech elementach. Wszak intelekt (książka) jest zdecydowanie sexy!


Zestaw drugi - Fotografia, Inspiracja, Motywacja
Zdecydowanie propozycja dla osób, które lubią tworzyć. Teraz prawie każdy robi zdjęcia, telefonem, aparatem, czy czym tam jeszcze, nieważne. Ważne, że to lubi. Zawsze możemy mu pomóc. Fajnie jest rozwijać swoje pasje, fajne jest pomagać innym w rozwijaniu ich pasji. To jest właśnie taki motywująco-inspirujący zestaw. "Fotografuj sercem" książka napisana przez blogerki, fotografki amatorki, które w przystępny sposób opowiadają o tym jak robić ciekawe zdjęcia (ważne! książka jest dla osób, które o fotografii wiedzą niewiele, zawiera elementarną wiedzę i dużo "dobrych rad"). Do tego ramka, na pierwsze świetne zdjęcie, z inspirującym cytatem na początek i jakiś miły element, detal do zestawu, który ożywi każde pierwsze zdjęcie.

Zestaw trzeci - Tajemnica, Łamigłówka, Trunek
Zestaw dla Panów. Pomyślałam, że faceci to w zasadzie czytają niewiele (nie wszyscy rzecz jasna!). Mój małżonek na przykład czyta mało, bo wiecznie go nie ma w domu, ale za to słucha dużo, bo dużą część życia zajmują mu dojazdy do pracy. I tu się świetnie sprawdza audiobook. Koniecznie kryminał, koniecznie z bohaterem typu macho. "Wołanie kukułki" - niespiesznie rozkręcająca się akcja, sympatyczny Cormoran Strike i głos Macieja Stuhra. Jestem na tak. Trzy razy tak! Do tego łamigłówka, układanka drewniana coby się chłop nie nudził przez święta i intelekt rozruszał. A jak na dobrego detektywa przystało, trunek musi być. Najlepiej jakiś słabszy, żeby jeszcze coś z tej zagadki audiobookowej wiedział. U mnie na zdjęciu butelka pusta, żeby nie było ;).



Zestaw czwarty - Relaks, Kofeina, Roślina
Dla fanów małej czarnej. Najnowsza książka Marka Helprina, pięknie wydana, pięknie napisana, po prostu warta uwagi. Do tego obowiązkowo dawka ich ulubionego napoju, aczkolwiek w jakiejś oryginalniejszej wersji niż 250 gram z Biedronki. Rzecz jasna do umilania czasu przy lekturze. No i nie kubek, nie filiżanka - oni to mają. Kawa, którą muszą się zaopiekować. Piękna zielona roślinka do podlewania, doglądania i podziwiania. Skoro tak kochają kawę to chyba pod każdą postacią, prawda?
Zestaw piąty - Składnik, Umilacz i Zachęcacz
Dla lubiących kuchenne klimaty. Słoik najlepiej z czymś słodkim, albo aromatycznym. U mnie jedno i drugie, bo w słoiku mam domowy cukier waniliowy samodzielnie robiony. Książka audio - przecież podczas gotowania, pieczenia ciężko się czyta normalne. A "Poszukiwany Colin Firth" (tak, kolejna Leniwa Niedziela - mam słabość do tej serii) akurat ma dość mocno rozbudowany wątek kuchenny, skłaniając do odkrywania talentów kulinarnych. Spokojna, ciepła opowieść w sam raz do pieczenia, tfu słuchania przy pieczeniu. I do tego paczuszka pierniczków na zachętę przyszłych sukcesów w branży ciastkarskiej. Nie za dużo, żeby się nasz obdarowany nie rozleniwił.:)


I to już tyle moich zestawów prezentowych. Mam nadzieję, że poczuliście się zainspirowani, albo że ktoś z Was przy którymś pomyślał: O tak, to chcę! 
Miłych przygotowań przedświątecznych kochani! Bawcie się dobrze przy kompletowaniu prezentów i sprzątaniu swoich czterech kątów. :)

poniedziałek, 15 grudnia 2014

"Przysługa" - Anna Karpińska


Byłam tak pozytywnie nastawiona do nowej książki Pani Anny Karpińskiej, że chyba przesadziłam. Początkowe rozczarowanie tym, że premiera mi umknęła, że nie została nagłośniona i że nikt jeszcze o niej nic nie napisał (nikt - czyli osobistości blogowe które czytam) ustąpiło zrozumieniu i krótkiemu: No tak...
Zatem. Nowa powieść Anny Karpińskiej. Historia braci bliźniaków rozdzielonych po urodzeniu, którzy spotykają się po latach. Jeden wyświadcza drugiemu tytułową przysługę i na długo ponownie o sobie zapominają. Wszystko się zmienia, kiedy jeden z nich ginie w wypadku śmigłowca w Bieszczadach. Opowieść o wyższych sferach - o ludziach, których nie rozumiem. O wielkich pieniądzach, zależnościach rodzinnych, pozorach i tajemnicach. O zachowaniu dobrego wizerunku na zewnątrz, o fałszu, utracie bliskości i życiu w kłamstwie "dla dobra drugiej osoby". Wydawało by się, że powinna mi się podobać. Otóż nie, nad czym do tej pory ubolewam, bo po poprzednim miłym spotkaniu z autorką oczekiwałam wiele, widocznie zbyt wiele.
Od pierwszych stron postaci mnie irytowały. Ich poglądy, postawy, relacje, dosłownie wszystko mnie w nich drażniło. Całą książkę starłam się ich polubić, bo przecież mają problemy, są ludźmi jak ja czy Ty. Ale niestety nie dałam rady. Właściwie kiedy o tym piszę, to nawet nie wiem czemu ją (książkę) doczytałam do końca. Zazwyczaj takie ewenementy porzucam gdzieś w połowie drogi. I jak tak nad tym dumam, to wywnioskowałam, że jednak cały czas liczyłam na to, że będzie lepiej. Cały czas czekałam na jakieś przeobrażenie bohaterów. Ale jednak się nie udało, mimo starań autorki - ja nie uwierzyłam. 
Ogólnie wszystko napisane jest poprawnie. Wartka akcja sprawia, że czyta się szybko, bezproblemowo. Tylko tej akcji jest może zbyt dużo? Nagle okazuje się, że wszyscy się znają- choć niby mieli się nie znać. Każdy ma jakiś problem, coś ukrywa, każdy kłamie. Nie ma szczerości, nie ma zaufania, tylko kluczenie wokół prawdy, kolejne wybiegi, kolejne mydlące oczy wyjaśnienia. Po czym sama końcówka - olśnienie! - wszyscy się przepraszają, kochają się, ufają sobie - istna sielanka. Język w sumie też w porządku, bo pewnie wyższe sfery rozmawiają ze sobą zgoła inaczej niż klasa średnia. Cóż nie jestem w stanie tego zweryfikować, ufam? autorce. 
Jedynym mocnym elementem jest zakończenie. Ostatnia strona, która sprawiła, że się zdenerwowałam jeszcze bardziej pytając się w duchu: O co w tym wszystkim chodzi?
Nie chcę nikogo zniechęcać do autorki i do przeczytania tej powieści. Ja chyba nie lubię historii zbyt nieprawdopodobnych, o zakłamanych i fałszywych bohaterach. Muszę polubić choć jedną postać. Tu mi się nie udało. ale może Wam się uda?
I jeszcze taka mała dygresja, a może podsumowanie - sami zdecydujcie.
Robiąc zdjęcie do tego posta, stwierdziłam, że muszę dać coś związanego z czasem - jest zatem zegar. Czas w tej historii jest bardzo ważny. Ważny był też dla mnie, 3 tygodnie zajęło mi oswojenie się z tą pozycją i nadal nie piszę pozytywnie. Czas nie działa na jej korzyść, tak jak nie działał na korzyść bohaterów. Może właśnie to jest przesłanie tej powieści, że mimo upływu czasu, niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają...
Ja nie kupiłam tej historii. Może jednak Wy kupicie.

piątek, 5 grudnia 2014

"Mała Lotta i renifery" Holly Webb



Strasznie długo nie mogłam się pozbierać, żeby nadrobić zaległości blogowe. W końcu jestem i piszę o kolejnej pozycji dla dzieci. Zastanawiałam się czy nie napisać, że to książka tylko dla dziewczynek, ale potem pomyślałam, że chętnie przeczytam ją fragmentami w przedszkolu i wydaje mi się, że będzie się podobać nie tylko dziewczynkom. Zatem pozycja dla dzieci, nie tylko dla dziewczyn. :)
Książka wydana w serii Zaopiekuj się mną, przez wydawnictwo Zielona Sowa. Generalnie jest to moje pierwsze spotkanie z Holly Webb, ale już wiem, że nie ostatnie. Ale po kolei. 
Historia Lotty zaczyna się kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Mała Lotta przyjeżdża pierwszy raz w odwiedziny do swojej rodziny mieszkającej w Norwegii, ponieważ prababcia Erika obchodzi 90-te urodziny. Wycieczka zaczyna się dla niej wyjątkowo, bo od odwiedzenia hodowli reniferów jej wujka Tomasa. Lotta od pierwszych chwil jest zachwycona. Następnie czeka ją spotkanie z prababcią, która zaszczepiła w dziewczynce miłość do reniferów. Na przyjęciu urodzinowym Eriki, ta zaprasza dziewczynkę do swojego pokoju i opowiada jej o dawnych czasach. o tym jaki kiedyś wędrowano z reniferami, jak wykorzystywano ich mięso i skóry. Dziewczynka słucha zafascynowana, jednak w końcu ze zmęczenia zasypia. Jakież jest jej zdziwienie kiedy budzi się w środku opowieści prababci i okazuje się, że musi zaopiekować się dwoma reniferami. 
Opowieść o Lottcie wciągnęła mnie na jeden magiczny wieczór. Dzięki niej znów byłam małą dziewczynką, uwierzyłam w czary i moc opowieści. Kibicowałam jej przy każdej niebezpiecznej przygodzie. tak jak ona martwiłam się o reny. I razem z nią cieszyłam się z szczęśliwego zakończenia. Wspaniale było przenieść się do krainy lodu, do mojej wymarzonej Norwegii i znów poczuć się dzieckiem. 
Książka jest warta uwagi nie tylko dlatego, że wprowadza nas w zimowy i świąteczny nastrój. Nawet nie dlatego, że jest w niej szczypta magii i marzenia senne zamieniają się w jawę. Pozycja ta ma dwa najważniejsze przesłania. Po pierwsze przekazuje, że od starszych można się mnóstwo nauczyć, dowiedzieć wielu fascynujących rzeczy, choć wymaga to czasu. Po drugie, że należy szanować zwierzęta i pomagać im, kiedy tej pomocy potrzebują, a wtedy one odwdzięczą się tym samym. 
Holly Webb stworzyła piękną historię, pełną ciepła, miłości rodzinnej, wzajemnego zaufania (rodziców do dzieci i dzieci do rodziców) oraz szacunku dla starszych ludzi, zwierząt i przyrody. Przeniosła nas do zimnej Norwegii i nauczyła wiele o reniferach i ludziach, którzy się nimi zajmują. Wielką zaletą opowieści jest użycie przez autorkę oryginalnych norweskich słów, dzięki temu historia jest jeszcze bardziej prawdziwa. Świetnie, że na końcu książki jest słowniczek, krótka wzmianka na temat życia reniferów, opieki nad nimi i mapa ich wędrówki zależnej od pór roku. Lektura książki dla dzieci sprawiła, że ja sama wiele nauczyłam się o renach znacznie więcej niż do tej pory wiedziałam, a przecież czasem prowadzę zajęcia o zwierzętach dalekiej północy. Zachęcam do przeczytania "Małej Lotty i reniferów", jeśli tylko lubicie reny, Norwegię, zimę i długie opowieści starszych ludzi.