"Marta, która się odnalazła" jest książką, która trafiła do mnie po długim czasie. W pewnym sensie się zgubiła, a potem odnalazła, jak w tytule. Na okładce możemy przeczytać, że jest to "Baśniowa opowieść o dziewczynie bez tożsamości i dworcu pełnym sekretów." Czytający mojego bloga wiedzą, że słowo baśń działa na mnie jak magnes i zazwyczaj pozycje takie wzbudzają mój ogromny entuzjazm. Czy tak było także tym razem?
Otwierając pierwszy raz książkę spodziewałam się bajkowej, przyjemnej historii. Fabuły osnutej mgłą tajemnicy z szczyptą magicznych zdarzeń. Już po pierwszych kilku stronach byłam nie tyle rozczarowana, co zaskoczona. Powieść całkowicie odbiegała od moich wyobrażeń, a jednocześnie z każdym kolejnym wersem sprawiała, że coraz bardziej wnikałam do świata zamkniętego w podziemnej przestrzeni dworca Lime Street w Liverpoolu.
Marta Zguba, 16-letnia dziewczyna porzucona w biurze rzeczy znalezionych. Wychowywana przez przybraną Matkę, którą trudno zaliczyć do normalnych obywateli, nie mówiąc już o obdarzeniu dziecka uczuciami czy zrozumieniem. Nastolatka, która żyje w wyimaginowanym świecie ograniczonym do niewielkiej przestrzeni, która nie wie kim są jej rodzice i wierzy we wszystko co mówiła jej Matka. Do tego Elizabeth, właścicielka kawiarni, pozytywna dusza, barwny ptak dworca. George, rzymski legionista, chłopak bez rodziców. I wreszcie William tajemniczy człowiek ciemnych tuneli. Główne postaci książki barwne, intrygujące i pokaleczone przez życie. Każdy z nich szuka szczęścia, pokonuje demony przeszłości i na swój sposób przystosował się do trudnych warunków. Fascynujące jak wielką moc ma ludzki umysł, który nawet w obliczu wielkiej tragedii każe walczyć o przetrwanie, motywując do tworzenia namiastki normalności, tam gdzie wydawałoby się, że znaleźć jej się nie da.
Magia tej powieści nie polega na czarach, wróżkach czy tajemniczych zdarzeniach. Magia znajduje się w ludzkiej dobroci, w odnajdywaniu drogi do drugiej osoby, pomimo wszelkich przeciwności. Magia to moc słów, tych dobrych i tych złych. Magia to wiara w to, że wyciągając do siebie ręce tworzymy nowy, lepszy świat.
W powieści przewija się też wątek zespołu The Beateles. Ciekawy, aczkolwiek dla mnie całkowicie zbędny i mimo, że w jakiś sposób spaja książkę to jednak nie był tym co mnie w niej urzekło. Jednak dla fanów zespołu, może być świetnym atutem przemawiającym za sięgnięciem po tą pozycję.
Nie spodziewałam się takiej dawki przemyśleń po baśniowej opowieści. Nie spodziewałam się, że "Marta, która się odnalazła" będzie tak trudną emocjonalnie, a jednocześnie fascynującą powieścią.
Polecam dla zakochanych w baśniach, ale też dla tych, którzy szukają fascynujących niesztampowych historii.
Dziękuję wydawnictwu Pascal za możliwość odbycia baśniowej przygody i dostarczenie mi "zagubionego" egzemplarza.
P.S. Recenzja i zawarte w niej zdjęcia są fotograficznym posumowaniem marca. Tak, przeczytałam w marcu tylko jedną książkę. To był antyczytelniczy miesiąc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz