Dawno, dawno temu w kilka dni po premierze książki "Lawendowy pokój" Niny George na potrzeby jakiegoś konkursu powstał poniższy tekst. Znalazłam go tworząc post modowy inspirowany okładką książki. Do dziś moje odczucia co do tej pozycji pozostają niezmienne...
"Do
tej pory nie lubiłam lawendy, ale że jestem łasa na wszelkie pakiety kupiłam
"Lawendowy pokój" wraz z saszetką o zapachu lawendy. I wiecie co? To
była najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć. Książka była nasiąknięta zapachem,
ale nie w nachalny, mdły sposób. Delikatna woń uwalniała się z każdą kolejno
czytaną stroną. Zapach sprawiał, że czytane fragmenty rysowały się w wyobraźni
jeszcze wyraźniej. Przed oczyma dosłownie stawały obrazy malowane słowami Niny
George. Słowa zamieniały się w delikatne pociągnięcia pędzlem, a zapach lawendy
czasem ewoluował w zapach rześkiej bryzy od rzeki, innym razem w woń wczesnego poranka, a nawet zamieniał się w
łagodny aromat książek zebranych na barce Jeana.
Jean odgradzał się książkami od uczuć jednocześnie pomagając innym odnaleźć własne. Ta przewrotność urzekła mnie w swojej prostocie, bo czyż nie jest tak z każdym z nas? Widzimy swoje słabości u innych, ale sami nie potrafimy sobie z nimi poradzić...
Jean odgradzał się książkami od uczuć jednocześnie pomagając innym odnaleźć własne. Ta przewrotność urzekła mnie w swojej prostocie, bo czyż nie jest tak z każdym z nas? Widzimy swoje słabości u innych, ale sami nie potrafimy sobie z nimi poradzić...
Książka
trafiła do mnie nie tylko zawartą w niej historią, ale szczególnie zapachem,
który już zawsze będzie mi się z nią kojarzył. Urzekł mnie też lawendowy pokój
zamknięty na wiele lat, ze strachu przed porażką i odrzuceniem. Mógłby
być miejscem wspomnień i radości, a stał się zakurzonym, bezużytecznym
pomieszczeniem przywołującym niezakopane demony. Teraz nie wyobrażam sobie czytać
"Lawendowego pokoju" bez zapachu lawendy w tle. Nie wyobrażam sobie
nie poznać tej książki. Nie wyobrażam sobie jak mogłam nie lubić lawendy... To
prawda, że książki mogą zmieniać życie. "Lawendowy pokój" moje zmienił,
nie tylko w kwestii zapachów, ale też w zakresie wrażliwości na ludzi i nowego spojrzenia
na to co czytają..."
październik 2014
A co do zdjęć i stroju to...
O kolorach ziemi już kiedyś pisałam, że są moją bazą. Ta spódnica natomiast ma swoją długą historię. Mam ją jeszcze z czasów mojej fascynacji second handami w czasie studiów pedagogicznych. Potem przestałam w niej chodzić i oddałam ją jednej dobrej duszyczce. Jednak przyszedł taki dzień, kiedy znowu "na gwałt" jej potrzebowałam i dobra dusza mi ją oddała. Wisi w szafie i co jakiś czas do niej wracam. Lawendowa plisowanka idealnie pasuje do "Lawendowego pokoju", bo tak jak on ma swoją historię. I jeszcze zegarek z napisem "Whatever, I'm late anyway" - kto czytał ten wie... Ten zestaw jest ziemisto-lawendowy, nostalgiczny, trochę retro, typowo mój. Takie stroje mnie urzekają na innych i sama dobrze się w nich czuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz