niedziela, 4 czerwca 2017

Przeczytane w maju

Maj był dla mnie intensywnym miesiącem, jednak udało mi się przeczytać trzy i pół książki. Tak, moi drodzy, nie pomyliłam się 3,5. Normalnie tego nie robię, to znaczy nie umieszczam w zestawieniu książek niedoczytanych, ale tym razem będzie inaczej, ponieważ... ale o tym na końcu.
Pierwszą książką, którą dosłownie połknęłam w maju była powieść klubu Kobiety To Czytają "Julia i jej córki". Wydawałoby się, że będzie to ciężki kaliber, bo śmierć dziecka, to nie jest przyjemny temat. Powieść została jednak napisana tak rewelacyjnie, że czytałam ją jednym tchem. Niesie nadzieję, że nawet po największej tragedii można żyć dalej. Jednak nie pozostawia złudzeń, pokazując, że nic już nie będzie takie samo.

Druga była "Matka mojej córki" Magdaleny Majcher, moja recenzja tu: http://zapiskifiszki.blogspot.com/2017/05/matka-mojej-corki-magdalena-majcher.html
Dziś przeczytałam na jednej z odwiedzanych przeze mnie stron, że to najlepsza książka autorki, lepszej rekomendacji dać nie można. Ja też polecam z całego serca. Książka zmusza do refleksji, stawia pytania, daje różne możliwości rozwiązania sytuacji i pozostawia czytelnika w niemym zdumieniu nad tym jak bardzo skomplikowane, raniące, a jednocześnie silne mogą być relacje rodzinne. 

Kolejną książką tego miesiąca były rzecz jasna Czereśnie, na które czekało pół populacji czytającej w naszym kraju. Magdalena Witkiewicz, autorka od szczęśliwych zakończeń, najnowszą książką przekonała mnie do swojej twórczości już na dobre. Czytałam wszystkie jej poprzednie książki mając różne odczucia raz bardziej, raz mniej entuzjastyczne. Jednak to właśnie "Czereśnie zawsze muszą być dwie" sprawiły, że poczułam się oddaną fanką twórczości pani Magdaleny. Mam nadzieję, że kolejne książki będą tak dobre jak ta!
A na koniec przeczytane, a właściwie czytane "Slow life" Joanny Glogazy. Po fantastycznych "Czereśniach..." szukałam czegoś w zupełnie innym klimacie, a że czasem lubię się zmotywować to sięgam właśnie po tytuły poradnikowe. Przez pierwszą książkę autorki, czyli "Slow fashion" nie mogłam przebrnąć. Natomiast ta zachwyciła mnie i przypomniała o tym co w życiu ważne. Dzięki niej jestem więcej offline, bardziej tu i teraz, i co najważniejsze kolejny raz uświadomiłam sobie, że moje priorytety powinny zajmować najwięcej czasu, a nie być spychane na szary koniec dnia. Przypominam sobie o tym co rano, póki co z wymiernym pozytywnym skutkiem. Odłożyłam "Slow life" i zerkam do niego czasem. Jestem gdzieś koło 70% i wcale mi się nie spieszy, żeby szybko skończyć lekturę, jest skarbnicą inspiracji i moim motywatorem. Będę z pewnością do niej zerkać w chwilach zwątpienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz