Magdalena Majcher, której książki mam przyjemność czytać zazwyczaj jeszcze przed premierą tym razem bardzo mnie zaskoczyła. Druga część cyklu "Wszystkie pory uczuć" jest diametralnie różna od pozostałych książek autorki. Jej styl i język ewoluowały i wskoczyły na wyższy poziom. Jest to nadal przyjemna lektura, którą czyta się z łatwością, jednak tematyka stała się bardzo trudna.
"Zima" przedstawia historię Róży, opiekunki z domu dziecka, w którym wychowywała się Hania, bohaterka poprzedniego tomu. Róża poświeciła całe swoje życie dzieciom, nie stworzyła rodziny, ani nie była w związku, aż do momentu, w którym rozpoczyna się książka Magdaleny. Akcja ma początek iście baśniowy, nawiązując do klasyki Andersena autorka zabiera nas w śnieżną, mroźną zimę. Robi to na tyle sugestywnie, że nawet w szary dzień, dzięki jej opisowi przenosimy się do białego Sosnowca i uczestniczymy w nietypowym ślubie dwojga starszych ludzi. Młodzi państwo zaczynają wspólne życie zdecydowanie później niż wymagają tego społeczne oczekiwania. Jednak tak samo jak u ludzi dwudziestoletnich tak i u nich przychodzi czas na poznanie siebie, weryfikację oczekiwań oraz skonfrontowanie z korzeniami. I właśnie ten ostatni punkt Magdalena Majcher obrała za główny temat swojej powieści. Zabierając nas w przeszłość Róży stara się wyjaśnić jej samotność, obawy oraz niezrozumiałą dla otoczenia bliską, wręcz symbiotyczną relację z młodszą siostrą.
Zaraz po lekturze napisałam na grupie Świat Książek Magdaleny Majcher, na którą swoją drogą serdecznie zapraszam (o tu: https://www.facebook.com/groups/1085818408196533/), że jeśli autorka cyklu "Wszystkie pory uczuć" będzie się nadal rozwijać w takim tempie, to inni pisarze niedługo będą mogli jej tylko zazdrościć. Po kilku dniach nie zmieniłam zdania i niech to zdanie będzie najlepszą rekomendacją tej powieści.
Jutro premiera, zatem szukajcie na półkach. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz